Nic dziwnego, że zawodnicy Wigan i hiszpański trener Roberto Martinez pierwszy w 81-letniej historii klubu awans do półfinału zadedykowali Whelanowi, który uchodził za utalentowanego piłkarza, ale po poważnym urazie szybko rozstał się ze sportem. "To historyczny moment dla naszego zespołu, ale i wielki dzień prezesa. On, jak nikt inny, zasłużył na ten sukces. Zrobiliśmy to dla niego" - powiedział szkoleniowiec Wigan. Whelan, który kupił ten klub w 1995 roku, fortuny dorobił się na handlu. Jak przyznał, wybrał się na mecz z Evertonem (3-0), bo był niemal pewny zwycięstwa swojej drużyny. "To cudowne. To jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu. Miałem sen, że wygramy z Evertonem, a w półfinale trafimy na ekipę Blackburn Rovers, która wyeliminuje Milwall. Jesteśmy w połowie drogi. W niedzielę będę trzymał kciuki za realizację drugiej części snu" - powiedział Whelan, który 53 lata temu zagrał w finale FA Cup na słynnym londyńskim obiekcie (chociaż był to inny stadion niż obecnie) w barwach... Blackburn. Zobacz wyniki, strzelców bramek i terminarz Pucharu Anglii