Schmeichel był bezradny w starciu z rozpędzoną ofensywą Liverpoolu, który dopiero co sięgnął po tytuł najlepszej drużyny na świecie. Duńczyk już w pierwszej połowie skapitulował po strzale Roberta Firmino. Po zmianie stron "The Reds" w ciągu siedmiu minut zadali rywalom trzy ciosy, co przesądziło o ich pewnym zwycięstwie. Wszystko zaczęło się od 71. minuty, gdy prowadzący tamto spotkanie sędzia Michael Oliver podyktował rzut karny dla podopiecznych Juergena Kloppa. Arbiter wskazał "na wapno" po tym, jak piłka trafiła w rękę Caglara Söyüncü. Turek starał się wprawdzie schować swoją kończynę, by uniknąć kontaktu z futbolówką, lecz nie zdołał tego zrobić. Do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł James Milner, który posłał piłkę do siatki. Później na listę strzelców ponownie wpisał się Firmino, a wynik ustalił Trent Alexander-Arnold. - Myślę że to była trudna decyzja. Byliśmy w grze, do czasu aż sędzia postanowił uczynić się bohaterem. Później straciliśmy nasz spokój - tak do podyktowania rzutu karnego odniósł się po meczu w rozmowie z Amazon Prime Schmeichel. Golkiper tłumaczył swojego kolegę z drużyny tym, że nie miał on wystarczająco dużo czasu na schowanie ręki. - Miał mniej niż milisekundę na to, by zareagować - podkreślał 33-latek. Schmeichel docenił jednak także klasę rywala i stwierdził, że "The Reds" to jedna z najlepszych ekip na świecie. - Są najlepsi razem z Manchesterem City. Pragniemy być jak oni, ale w naszej podróży znacznie nas już wyprzedzili - przyznał reprezentant Danii. Niewykluczone, że Schmeichel zostanie za swoje słowa ukarany przez angielską federację. TB Premier League - wyniki, terminarz, tabela, strzelcy