Tottenham prowadził od 24. minuty po samobójczym golu Michaela Keane'a. Mimo to w przerwie do oczu skoczyli sobie Lloris i Son. Krewkich zawodników musieli rozdzielać Giovani Lo Celso i Harry Winks. Lloris przyznał po meczu, że gniew wywołał u niego brak odpowiedniego zaangażowania kolegów z drużyny. Mourinho natomiast sugerował, że kłótnia była wynikiem słabych ostatnio wyników zespołu. Portugalczyk zapytany o opinię na temat sprzeczki stwierdził krótko: "Piękna"."Prawdopodobnie jest to konsekwencja naszych spotkań. Jeśli kogoś można za to winić, to tylko mnie. Byłem krytyczny wobec swoich podopiecznych, ponieważ moim zdaniem nie wymagają wystarczająco dużo wobec siebie i innych. Poprosiłem ich, żeby dali z siebie wszystko" - tłumaczył Mourinho."Sonny to chłopak, którego wszyscy kochają. W tej sytuacji kapitan pomyślał, że powinien wykazać większe zaangażowanie, podjąć większy wysiłek dla zespołu. Pewnie padło kilka złych słów. Byłem bardzo zadowolony. W przerwie powiedziałem im, że kiedy dochodzi do takiej sytuacji, to nie mam wątpliwości, że będą się trzymać razem do końca" - podkreślił "The Special One".