O sprawie donoszą angielskie media. Około 20 osób z kapturami na głowach stanęło wieczorem u bram wystawnej posiadłości Woodwarda i zadzwoniło do domofonu. Woodward nie podniósł jednak słuchawki, gdyż najprawdopodobniej przebywał poza domem wraz z dziećmi i żoną Isabelle. Rozzłoszczeni brakiem odpowiedzi mężczyźni odpalili flary i rzucili je w stronę rezydencji dyrektora klubowego, śpiewając przy tym: "On umrze!". Taki sam napis towarzyszył nagraniu z akcji, które znalazło się w internecie. - Woodward jest okropnym dyrektorem wykonawczym i powinien opuścić klub. Wiele już to powiedziało, lecz on zdaje się nie słuchać tych słów. Zdecydowaliśmy się więc na złożenie mu wizyty, by spotkać się twarzą w twarz. Nie udało nam się porozmawiać, ale mamy nadzieję, że dotrze do niego nasza wiadomość, bo nie uciekniemy i nie będziemy stać bezczynnie, podczas gdy nasz klub popada w ruinę - cytuje wypowiedź anonimowego rozmówcy "The Sun". Do sprawy odniósł się rzecznik prasowy klubu z Old Trafford. - Manchester United został poinformowany o incydencie przed posiadłością jednego z pracowników klubu. Wiemy, że świat futbolu zjednoczy się z nami. Pracujemy już z policją, by zidentyfikować sprawców tego nieuzasadnionego ataku. Każdy, kto dokona przestępstwa lub wtargnie na cudzą posesję zostanie dożywotnio zawieszony przez klub i może usłyszeć zarzuty - skomentował skandaliczne wydarzenia oficer prasowy. Mówi się, że napastnicy mogą być członkami znanej grupy chuligańskiej "Faceci w czerni". Kibice od dłuższego czasu zarzucali Woodwardowi nieudolne zarządzanie klubem. Teraz jednak część z nich zgotowała dyrektorowi "Czerwonych Diabłów" prawdziwe piekło. TB <a href="https://wyniki.interia.pl/rozgrywki-L-anglia-premier-league,cid,619,sort,I" target="_blank">Premier League - wyniki, terminarz, tabela, strzelcy </a>