Piłkarscy puryści uznają że derby mogą odbywać się wyłącznie wewnątrz jednego miasta, względnie aglomeracji. Ci mogą się obruszyć, jakim cudem Brighton and Hove Albion i Crystal Palace, mimo że dzieli ich 45 mil są derbowymi rywalami? Nie spotykają się na ulicach, dzieli ich spora odległość, co więcej nie grali ze sobą aż tak wiele razy. Co zatem ich łączy? Autostrada! Media, a my w ślad za nimi, ochrzciły tę rywalizację derbami M23 lub A23 - to dwie drogi szybkiego ruchu/autostrady, które łączą hrabstwo Sussex (i największe miasto - Brighton) z dzielnicą Croydon, w południowo-wschodnim Londynie, tam gdzie siedzibę Crystal Palace. Kolejna odsłona "derbów autostrady" już dziś o 20 (21 czasu polskiego) gdy piłkarze "Orłów" i "Mew" wybiegną na wciąż lśniący nowością Amex Stadium w Brighton. O trwającej do dziś niechęci Palace i Brighton zadecydował tak naprawdę jeden sezon. Jeden, za to intensywny. W sezonie 1976/77 oba kluby rywalizowały o awans do II ligi, oba były prowadzone przez trenerów, w przeszłości będących zawodnikami Tottenhamu. Szkoleniowcem "Mew" był były kapitan Spurs, Allan Mullery, Palace prowadził Terry Venables, jego zastępca w czasach "Kogutów", który nigdy nie ukrywał ambicji kapitańskich. Oba kluby walczyły o awans, który ostatecznie stał się ich udziałem, ale najwięcej paliwa do rywalizacji dolały mecze pucharowe. Po dwóch nierozstrzygniętych spotkaniach, zorganizowano trzeci, decydujący mecz (dwukrotnie przekładany z powodu mgły) na neutralnym gruncie - obiekcie Chelsea, Stamford Bridge. Spotkanie wygrało Palace w kontrowersyjnych okolicznościach 1-0. "Mewy" wyrównały z rzutu karnego, który arbiter kazał powtórzyć, mimo że to gracze "Orłów" wbiegli w pole karne i naruszyli przepisy. Trener Brighton, Allan Mullery szalał na ławce, w drodze do szatni został przez kibiców rywali oblany gorącą kawą, a po meczu wściekły wpadł na Terry’ego Venablesa rzucając w niego pięciofuntowym banknotem i krzycząc: "twoja drużyna nie jest warta nawet tyle!". Nic dziwnego, że frekwencja na stadionie Palace spadła o połowę, gdy za kilka lat Mullery objął drużynę "Orłów". Premier League. Brighton kontra Palace to derby autostrady Derby mają to do siebie, że są grane często. Tu było na odwrót, relatywnie niewielka liczba spotkań (bilans jest wyjątkowo wyrównany - w lidze i pucharze obaj rywale wygrali po 40 spotkań) napędza tę rywalizację i legendę z jednego sezonu, która po dziś dzień jest żywa. To niechęć przekazywana z ojca na syna po obu stronach. Niechęć do tego właśnie rywala na stałe weszła do tożsamości obu klubów. Nie jest tak jak w Liverpoolu, Manczesterze czy nawet w Londynie, że w pracy łatwo spotkać kibica "wrogów". "Mewy" i "Orły" mogą spotkać się jedynie na autostradzie. Jak mocno splecione są losy Brighton i Palace świadczą ich przydomki. Prawie każdy z szanujących się klubów brytyjskich ma taki: są Diabły, Szerszenie, Pawie, Sroki, Lisy, Barany itd. Do 1973 r. Crystal Palace byli "Glaziers" czyli "Szklarzami". Logiczna ksywa dla klubu, który ma w nazwie "Crystal". Na marginesie w Londynie nie ma takiego miejsca jak "Crystal Palace". To znaczy był efektowny budynek o tej nazwie, zlokalizowany w Hyde Parku, potem przeniesiony do hrabstwa Kent (południowo-wschodnia część stolicy), ale spłonął w 1936 r. Dziś istnieje tylko stacja kolejowa o tej nazwie oraz klub piłkarski. W 1973 r. działacze II-ligowego klubu zmienili przydomek Palace na "Eagles", czyli "Orły". Przy okazji zmianie uległy klubowe kolory - porzucono dotychczasowe claret and blue, czyli "bordowo-błękiitne" takie jak ma m.in. West Ham, Burnley i Aston Villa - ten ostatni klub podarował londyńczykom swoje stroje i tak już zostało. Nowe kolory to dzisiejsze pasy - czerwień i ciemny niebieski. Do 1975 r. (wówczas zakończono budowę autostrady M23!) klub z Brighton nosił przydomek "Dolphins" zgodnie z herbem miasta. Wówczas na mecz przyjechała drużyna Palace, a jej kibice skandowali: "Eagles, eagles!", na co miejscowi odpowiedzieli rymującym się po angielsku "Seagulls, seagulls", czyli "Mewy". Eagles - Seagulls. Nadążacie? Crystal Palace nie narzeka na brak lokalnych rywali. W południowowschodnim Londynie, na południe od Tamizy terytorium "Orłów" graniczy z Millwall (stadiony Selhurst Park i The Den dzieli siedem mil), ale ten klub znany z niegrzecznych kibiców za swego głównego rywala uważa grający po drugiej stronie rzeki, West Ham. Nieco na wschód jest jeszcze Charlton Athletic, ale to klub bardziej rodzinny, przez co nie wchodzi w kibicowskie konflikty. Brighton leży na południowym wybrzeżu Anglii, najbliższy lub ligowy to Crawley, ale jest zbyt nowy w tym biznesie, by traktować go poważnie. Najbliższym poważnym rywalem dla "Mew" są "Orły" z południowo-wschodniego Londynu. Ich obiekty dzieli 45 mil. "Mewy" z Brighton to klub, który pierwszy raz na najwyższy szczebel rozgrywek dostał się dopiero w 1979 r. Pograł tam cztery lata, by na zakończenie pobytu w First Division przegrać w finale FA Cup w 1983 r. Potem zaczął się zjazd po równi pochyłej. 14 lat po występie na Wembley Brighton był o 90 minut od wypadnięcia z ligi i degradacji z czwartego poziomu rozgrywek. W międzyczasie władze klubu sprzedały wysłużony, powstały w 1902 r., obiekt Goldstone Ground w Hove nie mając zapewnionego zastępstwa. "Mewy" musiały podróżować 75 mil do Gillingham, by tam rozgrywać mecze. Udało się wrócić do Brighton i grać mecze na 9-tysięcznym Withdean zupełnie nie-piłkarskim, lekkoatletycznym stadionie z bieżnią. W 2011 r. drużyna wreszcie zyskała godny dom, stadion Falmer (obecnie z powodów sponsorskich nazywany Amex) mieści około 32 tysiące widzów. Obiekt był jednym z gospodarzy rugbowego Pucharu Świata w 2015 r. Po przejściu na obiekt światowej klasy, drużynie nie wypadało grać gorzej i w 2018 r. pojawiła się w Premier League. Obiekt Palace, czyli Selhurst Park położony pośród typowo angielskich domów z czerwonej cegły, przeżywa prawdziwy renesans. To jeden z najgłośniejszych stadionów w Premier League, a na pewno w Londynie. Palace posiada jedną z dwóch zorganizowanych na Wyspach Brytyjskich (druga wspiera szkockie Aberdeen) grup ultras, starającą się dopingować "Orły" w stylu z południa kontynentu. Brighton funkcjonuje z kolei trochę na uboczu ruchu kibicowskiego, nie tylko z racji oddalonej lokalizacji geograficznej. To nadmorskie miasto, słynie z obyczajowego liberalizmu, bywa nazywane "gejowską stolicą UK". I gdzie tu miejsce na rozrywkę klasy robotniczej, jaką jest piłka nożna? Jednak 21 tysięcy karnetów sprzedanych na bieżące rozgrywki ligowe musi robić wrażenie. Pewne jest, że na mecz z Crystal Palace, Amex Stadium wypełni się do ostatniego miejsca i atmosfera będzie gorąca jak zawsze podczas "derbów autostrady". Maciej Słomiński