Zanim piłkarze Liverpoolu i MU wybiegli na murawę, znali już wyniki najgroźniejszych rywali. Arsenal i Aston Villa wygrały swoje mecze i wyprzedziły w tabeli zespół Jurgena Kloppa. Faworytem byli gospodarze, którzy nie przegrali w lidze od 8 października wygrali cztery z ostatnich pięciu spotkań i byli liderem. W tej kolejce z czołówki mieli najbardziej wymagającego rywala, choć kibice Manchesteru są pewnie innego zdania, bo drużyna rozczarowuje. Jest dopiero ósma w tabeli i z 16 spotkań w lidze przegrała siedem, a do tego odpadła z Ligi Mistrzów i nawet nie zagra w Lidze Europy. Europejskie puchary dla United już się w tym sezonie zakończyły. A obecna pozycja w tabeli Premier League nie daje prawa startu w nich w kolejnych rozgrywkach. Manchester miał za co się rewanżować. Dziewięć miesięcy temu Liverpool upokorzył "Czerwone diabły" i rozbił ich aż 7:0. To najwyższa porażka United w bardzo długiej, bo mającej początek w 1895 roku, rywalizacji. Mecz najbardziej utytułowanych drużyn w Anglii został rozegrany po raz 212. Przewaga Liverpoolu, dobra obrona MU I już początek meczu pokazał, że Manchesterowi będzie trudno o rewanż. Wystarczyło 120 sekund, by trzy razy zagotowało się w polu karnym gości. Liverpool próbował uniemożliwić rozgrywania piłki - dwóch zawodników stanęło na linii pola karnego i jak tylko Andre Onana rozpoczynał grę, pędem atakowali obrońców. W końcu bramkarz zaczął wykopywać piłkę dalej. Mocno osłabiona ekipa trenera Erika ten Haga (brakowało 11 piłkarzy) otrząsnęła się po atakach rywali i stworzyła dwie groźne akcje, ale nie zakończyły się strzałami. W 16 minucie Manchester miał mnóstwo szczęścia. Po dośrodkowaniu Trenda Alexandra-Arnolda uderzył Darwin Nunez, Onana obronił, jednak nie złapał piłką, a po dobitce Mohameda Salaha był tylko rzut rożny. Liverpool miał przewagę, ale nie potrafił jej zamienić na gola. Poza niezbyt pewnym Onaną obrona Manchesteru grała bardzo pewnie i często blokowała strzały. W 28. minucie po już siódmym rzucie rożnym strzelił głową Virgil van Dijk i akurat wtedy świetnie zareagował bramkarz MU. Do przerwy Liverpool oddał 15 strzałów, rywale tylko dwa, ale do szatni obie drużyny schodziły bez strat. Po zmianie stron nadal przeważał Liverpool, ale wciąż nie potrafił postawić kropki nad i. Alexander-Arnold trafił w boczną siatkę, a Salah w bramkarza. Okazję miał też Alejandro Garnacho - wydawało się, że będzie sam przed Alissonem, ale w ostatnim momencie zdążył wrócić Alexander-Arnold. Minęło 20 minut drugiej połowy i wciąż było 0:0, choć Alexandrowi-Arnoldowi zabrakło centymetrów, by zmieścić piłkę w bramce. Liverpool coraz mocniej naciskał, ale też się odkrywał. I znów groźniejszą akcję przeprowadził MU - strzał Rasmusa Hojlunda odbił jednak Alisson. Potem jeszcze dwa razy wyprowadził kontrę, ale ich nie wykorzystał. Gospodarze dalej walili głową w mur. 15. strzał w drugiej połowie oddał Cody Gakpo. W 85. minucie Luke Sham zagrał w polu karnym ręką, ale prawdopodobnie sędzia uznał, że najpierw piłka dotknęła innej części ciała i nie podyktował jedenastki.