Przez te cztery miesiące wiele się wydarzyło. W rodzinie tragicznie zmarłego argentyńskiego piłkarza nawet podwójnie, bo nie dość, że najbliżsi pogrążyli się w żałobie po odnalezieniu ciała we wraku awionetki na dnie morza pod kanałem La Manche, to niedługo potem nie wytrzymało również serce jego ojca. W wieku zaledwie 58 lat. Dzisiaj jednak wiadomo już trochę więcej na temat okoliczności, które poprzedziły katastrofę i tego, co działo się niedługo po niej. A działo się wiele, bo Emiliano tego transferu do Cardiff nie chciał, tak wynika z nagrań zarejestrowanych niedługo przed podpisaniem kontraktu, z kolei władze Nantes miały przekonywać, że to jest bardzo dobre rozwiązanie. Z ogromnymi pieniędzmi w tle, ale również z brakiem dostatecznego zaufania między obiema stronami. Od dawna - jak ujawnia Sebastien Tarrago z "L’Equipe Enquete" w filmie dokumentalnym, który ma być wyemitowany w środę. Sala czuł się niedoceniany w klubie z dwóch powodów. Jak potwierdzają jego znajomi, nigdy nie było dobrego porozumienia z prezesem Kitą i z jego synem Franckiem (dyrektorem generalnym i faktycznie drugą osoba w FC Nantes). Przyczyniły się do tego również kwestie finansowe. Argentyńczyk zarabiał 50 tysięcy euro miesięcznie, to trochę więcej od średniej ligowej, choć mniej od kilku kolegów z klubu. Również tych, którzy odgrywali mniejszą rolę. - Opowiadał mi o swoich relacjach z prezesem, mówił, że czuje się niedowartościowany - twierdzi dzisiaj matka piłkarza Mercedes Taffarel. Już w 2018 roku były na tym tle duże napięcia. Mimo zapowiedzi, nie pojawiła się propozycja przedłużenia kontraktu i podwyżki, choć przez kilka miesięcy Sala otrzymywał ekstra premię w wysokości 30 tysięcy euro. Nantes chciało sprzedać zawodnika już latem ubiegłego roku. Specjalne pełnomocnictwa zostały wydane z myślą o trzech klubach włoskich - Sampdorii, Lazio i Udinese. Cena? 12 mln euro plus 20 procent od kolejnego transferu. Problem w tym, że ani zawodnik, ani nikt z jego otoczenia rzekomo o tym nie wiedział. A gdy się dowiedział, poprosił o... absencję w składzie na kolejny mecz (ze Strasbourgiem, 1 września). Nie dostał zgody, więc gdy strzelił gola wykonał znamienny gest, zasłaniając usta prawą ręką i praktycznie się nie ciesząc. Największe napięcia nastąpiły jednak od początku roku, niedługo przed katastrofą. Stanowiska obydwu stron były wtedy jasne. Sala chciał odejść, ale do lepszego klubu, władze Nantes chciały go sprzedać, już zimą, a nie czekać do lata. "Chcą mnie sprzedać na siłę, bo wynegocjowali z Cardiff dużo pieniędzy. Kontrakt jest dobry, to prawda, ale sportowo mało dla mnie interesujący. Meïssa (N'Diaye, jego agent) powinien znaleźć coś lepszego" - mówi Emiliano w nagraniu do jednego ze znajomych na początku stycznia. I dalej: "Nie chcę rozmawiać z Kitą, bo nie chcę się denerwować. To osoba, która mnie odpycha. Dzisiaj chce mnie sprzedać, bo stoją za tym pieniądze, a nie zapytał mnie nawet o zdanie" - twierdził wówczas Sala. Do rozmowy jednak doszło, dokładnie osiem dni przed katastrofą. Prezes Kita miał przekonywać go, że 185 tys. funtów plus premie są warte tych przenosin, Sala odebrał to jako ultimatum, jak z informacji przekazywanych teraz przez jego znajomych. Między innymi dlatego spotkanie z rodziną, do którego doszło tuż po odnalezieniu wraku awionetki z ciałem piłkarza, miało wyjątkowo burzliwy przebieg. I dlatego prezes Kita nie poleciał do Argentyny na pogrzeb. Jak twierdzi, dano mu do zrozumienia, że jego bezpieczeństwo może nie zostać zapewnione. - Rozumiem matkę Emiliana, rozumiem rodzinę, choć jestem trochę zaskoczony nienawiścią wobec mnie. To Cardiff jest odpowiedzialne, nie Nantes - mówi prezes Kita. Przypomnijmy, że cały czas toczy się spór między obydwoma klubami o 17 milionów euro, które Sala kosztował. Remigiusz Półtorak