Reprezentacja Maroka była "czarnym koniem" piłkarskich mistrzostw świata w Katarze, a Hakim Ziyech jedną z jej największych gwiazd. Zgoła inaczej układają się losy skrzydłowego w drużynie klubowej. W londyńskiej Chelsea Ziyech jest głównie rezerwowym, wystąpił w bieżącym sezonie zaledwie 10 meczach ligowych, rozgrywając w sumie 424 minuty. Perspektywy na grę jawiły się bardzo niekorzystnie, bo "The Blues" na finiszu okna transferowego pozyskali ofensywne gwiazdy w osobach Enzo Fernandeza, Mychajło Mudryka i Joao Felixa. W tej sytuacji wyjściem dla Ziyecha mogłoby być wypożyczenie i taki był plan - na zasadzie transferu czasowego, do końca sezonu pomocnik miał dołączyć do swego rodaka Achrafa Hakimiego i grać dla Paris Saint-Germain. Wszystko szło jak z płatka, zawodnik przeszedł badania medyczne. Niestety do północy dnia wczorajszego, w którym zamykało się okno transferowe, Chelsea nie przesłała potrzebnych dokumentów do siedziby ligi francuskiej, która miała zatwierdzić transfer. Co więcej, zdaniem Radio France i londyńskiego tabloidu "Daily Mirror", Brytyjczycy aż trzykrotnie próbowali przesłać dokumenty i za każdym razem robili to w nieudolny sposób. Nieudolność czy celowe działanie? W Paryżu szykują odwołanie do władz ligi. Według dziennika "Le Parisien" transfer może zostać jednak sfinalizowany. Jeden z wysoko postawionych pracowników PSG miał powiedzieć, że cała sytuacja to "cyrk nie najwyższych lotów". My tu widzimy kontynuację działań londyńskiego "Latającego Cyrku Monthy Pyhtona". Szkoda tylko, że poszkodowany jest zawodnik. Maciej Słomiński, INTERIA