Aston Villa po pierwszych trzech kolejkach Premier League zdawała się być drużyną, która weszła już na swoje najwyższe obroty. Przyszli rywale Legii Warszawa w Lidze Konferencji Europy otrząsnęli się już po bolesnej porażce z Newcastle United w pierwszej serii gier i w następnych meczach pokazali bardzo dobrą formę. W związku z tym wydawało się, że na Anfield mogą jechać z dużym optymizmem. Legenda reprezentacji Francji zachwyca się polskim bramkarzem. "Jeden z najlepszych" Po drugiej stronie stał jednak rywal, który na swoją dyspozycję również narzekać nie mógł. Liverpool bowiem do czwartej kolejki Premier League znajdował się w gronie tych zespołów, które w tym sezonie jeszcze nie przegrały, a przed tygodniem wspaniale odwrócili losy meczu z Newcastle United, grając w dziesiątkę. Zapowiadało się naprawdę wysokiej klasy widowisko na jednym z najbardziej legendarnych stadionów w Anglii. Matty Cash z samobójem, Aston Villa drugą porażką Tego popołudnia na scenę tego piłkarskiego teatru wyszli jednak tylko aktorzy stojący po stronie drużyny gospodarzy. Liverpool od pierwszych akcji wydawał się być zespołem, który ma wielką pewność siebie i jedynie oczekuje na pewne zwycięstwo. Niesieni przez swoich fanów piłkarze "The Reds" pokazali, że mogą się w tym sezonie liczyć w walce o mistrzostwo Anglii. Transferowy hit z udziałem Polaka. Kamil Grabara przechodzi do topowej ligi Drużyna gości bardzo szybko dostała pierwszy cios. Już w trzeciej minucie swojego pierwszego gola w barwach Liverpoolu strzelił Węgier Dominik Szoboszlai. Utalentowany środkowy pomocnik doskonale złożył się do strzału z woleja i nie dał szans bramkarzowi na skuteczną interwencję. Aston Villa już wtedy musiała odrabiać straty. Te kilkanaście minut później miały się jedynie powiększyć. Swojego czwartego gola w trzecim meczu z rzędu strzelił bowiem Matty Cash. Niestety dla Polaka tym razem trafił do swojej bramki, choć trzeba powiedzieć, że tym razem był to zwyczajny pech i piłka jedynie się od niego odbiła po tym, jak Darwin Nunez kopnął w słupek. Prawy obrońca w tej sytuacji nie miał absolutnie nic do powiedzenia. Podobnie, jak Emiliano Martinez przy golu na 3:0. Tym razem całą akcję finalizował Mohamed Salah. Egipcjanin dobrze odnalazł się w polu karnym po rzucie rożnym. Piłkę na bliższym słupku przedłużył Darwin Nunez, ta trafiła do największego gwiazdora drużyny, a Salahowi nie pozostało nic innego, jak z bliska wbić ją do siatki i podwyższyć rezultat tego pojedynku na 3:0. Takim wynikiem mecz się zakończył i Liverpool pozostaje niepokonany.