W pierwszej połowie tego meczu dało się zauważyć, że podopieczni Erika ten Haga będą potrzebować czasu, aby odpowiednio wejść w sezon. Tego dnia mierzyli się z zespołem, który jest wymieniany wśród potencjalnych spadkowiczów. Mimo to nie Manchester United nie przeważał nad "Wilkami" i miał olbrzymi problem ze stworzeniem jakiegokolwiek zagrożenia pod bramką gości. Do szatni piłkarze obu drużyn schodzili z bezbramkowym remisem. Pierwsza odsłona z pewnością dała podopiecznym Gary'ego O'Neila duże nadzieje na wywiezienie pozytywnego wyniku z Old Trafford. Takim dla "Wilków" z pewnością byłby remis W drugiej połowie nadeszło przełamane. Obrońcy wzięli sprawy w swoje ręce Po zmianie stron Manchester United kontynuował bicie głową w mur. Wolverhampton również miało swoje przebłyski. W pierwszym kwadransie drugiej połowy goście trafili w słupek i zmusili do trudnej interwencji Andre Onanę. Gra w tym meczu kompletnie nie układała się "Czerwonym Diabłom". Obrońca w szpitalu, bramkarz za bandą, kuriozalny karny. "Pokaz" starych firm Kiedy w 68. minucie z murawy zszedł słabo dysponowany Alejandro Garnacho, gra Manchesteru United się poprawiła. Nie minęło dziesięć minut, jak gospodarze strzelili gola po ładnej akcji. Raphael Varane doszedł do idealnego dośrodkowania Aarona Wana-Bissaki i strzałem głową skierował piłkę do siatki. W końcowej fazie meczu Manchester United musiał cofnąć się do defensywy i liczyć na kontrataki. Wolverhampton atakowało bardzo intensywnie i w ostatniej akcji meczu pojawiła się nawet wątpliwość, czy gościom nie należy się rzut karny. Sędzia jednak nie podjął tej decyzji i ostatecznie mecz zakończył się zwycięstwem "Czerwonych Diabłów" 1:0. W następnej kolejce Premier League Manchester United zmierzy się na wyjeździe z Tottenhamem Hotspur. Zważywszy na formę "Czerwonych Diabłów", to może być wyjątkowo trudna przeprawa. Wolverhampton Wanderers natomiast podejmie Brighton & Hove Albion.