Najwyższa porażka Manchesteru United od prawie 90 lat. Angielskie media miażdżą "Czerwone Diabły" Aby znaleźć porażki Manchesteru United aż tak pokaźnych rozmiarach, należy się cofnąć do przełomu lat 20-tych i 30-tych poprzedniego wieku. W 1926 Blackburn Rovers, w 1930 Aston Villa i w 1931 Wolverhampton równiez wygrywały z United siedmioma golami. Niedzielna porażka, a przede wszystkim jej rozmiary, pokazały, że wciąż nie udało się wygonić do końca wszystkich demonów z Old Trafford. - Liverpool pokazał coś, co już momentami wydawało się stracone, wywołując coś, co może być zwiastunem udanego wyścigu do miejsca w pierwszej czwórce Premier League. United ponownie zapoznali się ze swoimi najgorszymi koszmarami. To było jeszcze gorsze niż horror poprzedniego sezonu, głównie dlatego, że krótką podróż na Anfield przebyli w dobrych humorach i w wysokiej formie, przegrywając tylko raz na 22 mecze, zdobywając przy okazji Carabao Cup. Porażki 0:5 i 0:4 przeciwko Liverpoolowi w zeszłym sezonie miały miejsce, gdy drużyna klęczała, w zasadzie spodziewając się czegoś strasznego. To United już miało być inne, zmienione przez Erika ten Haga - czytamy w "Guardianie". "The Telegraph" z kolei wysnuwa dalej idące wnioski, sugerując, że taka porażka może rozbić u podstaw to, co od początku sezonu buduje Erik ten Hag. - Liverpool był w siódmym niebie. Manchester United był w piekle. Całkowite, wszechogarniające piekło dla Czerwonych Diabłów. Są takie porażki, które są tak traumatyczne, że wżerają się w strukturę zespołu, klubu, instytucji. Nie tylko wysokość i sposób porażki, ale też przeciwnik, który ją zadał. To może nimi wstrząsnąć do głębi, a United musi być teraz bardzo ostrożne - piszą dziennikarze tej gazety. Haniebny występ Bruno Fernandesa Pod krytyką znalazł się praktycznie każdy zawodnik "Czerwonych Diabłów", ale angielscy eksperci swoją uwagę skupili przede wszystkim na kapitanie zespołu, Bruno Fernandesie. - W pewnym momencie stanął w kole środkowym, zaczął machać rękami, jakby chciał zapytać, czemu nie zszedł jeszcze z boiska. W drugiej połowie jego występ był momentami haniebny - piekliła się była gwiazda MU, a obecnie ekspert Sky Sports, Gary Neville. Złość w charakterystyczny dla siebie sposób wylał także Roy Keane, również w dużej mierze skupiając się na Fernandesie. Jamie Carragher wykorzystał moment, by pośmiać się z Gary`ego Neville`a Wspomniany wyżej Neville w czasie meczowch analiz często występuje w parze z Jamiem Carragherem, a więc zdobywcą Ligi Mistrzów z Liverpoolem z 2005 roku. Panowie bardzo często wbijają sobie wzajemnie szpilki na antenie, więc "Carra" nie mógł przeoczyć tak świetnej okazji, by podroczyć się z kolegą z pracy. Oba zespoły nie będą mogły zbyt długo rozmyślać nad tym meczem, bo już w środku tygodnia czekają ich obowiązki w Europie. Liverpool postara się dokonać cudu i odrobić straty do Realu Madryt, który w lutym wygrał na Anfield 5:2, a Manchester United na własnym stadionie zacznie dwumecz z Realem Betis, którego stawką będzie ćwierćfinał Ligi Europy.