Manchester United po przerwie spowodowanej epidemią koronawirusa, bardzo dobrze wszedł w rozgrywki Premier League. "Czerwone Diabły" rozpoczęły od remisu z Tottenhamem (1-1) i później uporały się z Sheffield United (3-0) oraz Brighton (3-0). Dzięki dobrej dyspozycji marzenia o grze w Lidze Mistrzów są nadal aktualne, a podopieczni Ole Gunnara Solskjaera wykorzystują słabszą dyspozycję Leicester. Spotkanie przeciwko Bournemouth nie rozpoczęło się jednak aż tak idealnie dla ekipy z czerwonej części Manchesteru. Już w 16. minucie Junior Stanislas wpadł w pole karne, założył "siatkę"... Harry’emu Maguirowi i strzałem z ostrego kąta umieścił futbolówkę w bramce Davida de Gei. "Czerwone Diabły" nie dały się jednak zepchnąć do defensywy i bardzo szybko odpowiedziały uderzeniami Marcusa Rashforda i Victora Lindeloefa. Do siatki wpadł jednak dopiero strzał Masona Greenwooda. W 29. minucie Rashford zagrał do aktywnego w tym meczu Bruna Fernandesa, który końcówką buta podał w kierunku nabiegającego Greenwooda. Anglik przyjął piłkę i po chwili zatrzepotała się ona w siatce. Gracze Manchesteru przeważali i po niespełna pięciu minutach udało im się ponownie podwyższyć prowadzenie. Adam Smith zagrał piłkę ręką we własnym polem karnym, a sędzia bez wahania wskazał na "jedenastkę". Do wykonania stałego fragmentu gry podszedł Rashoford i precyzyjnym strzałem w róg bramki pokonał Aarona Ramsdale’a. <a href="https://sport.interia.pl/premier-league" target="_blank">Zobacz więcej doniesień o Premier League</a>