Po sobotniej wygranej "Obywateli" z Watfordem 3-1 podopieczni Pepa Guardioli mieli już cztery "oczka" przewagi. Dzień później Liverpool musiał więc wygrać na własnym stadionie, aby odrabiać straty. W niedzielę na Anfield Road nie zaczęło się jednak po myśli gospodarzy. Burnley objęło prowadzenie już w szóstej minucie. Z rzutu rożnego dośrodkował Ashley Westwood, a Alisson, który został przyblokowany przez graczy rywala, szczególnie Jamesa Tarkowskiego, nie wyszedł nawet w powietrze, a piłka trafiła do siatki. Bramkarz Liverpoolu był oburzony, że sędziowie nie dopatrzyli się faulu na nim, ale nic nie wskórał, został tylko ukarany żółtą kartką. "The Reds" wrócili jednak do gry. W 19. minucie wyrównał Roberto Firmino, który z metra skierował piłkę do siatki po dośrodkowaniu Mohameda Salaha, a jej lotu nie przecięli wystarczająco dobrze bramkarz Tom Heaton i obrońca Tarkowski. Brazylijczyk przerwał tym samym serię sześciu meczów bez strzelonego gola. 10 minut później było już 2-1 dla gospodarzy. Zawodnicy Burnley nie potrafili wyjść z piłką z własnego przedpola, ostatecznie trafiła ona w polu karnym do Sadio Mane, który precyzyjnym uderzeniem zdobył bramkę. Na 3-1 podwyższył Firmino. Akcję zaczął Salah, który ruszył z piłką na bramkę rywala, w ostatniej chwili dogonił go Charlie Taylor, który wślizgiem wybił mu ją spod nóg, ale ta trafiła do Brazylijczyka, a ten z siedmiu metrów posłał futbolówkę do siatki. W doliczonym czasie padły dwa kolejne gole. Najpierw Johann Berg Gudmundsson dał jeszcze gościom nadzieję, trafiając na 2-3, ale potem swoją drugą bramkę w niedzielę zdobył Mane. Senegalczyk w klasyfikacji strzelców ma już 16 goli, tylko jeden mniej od Salaha i Harry'ego Kane'e z Tottenhamu oraz dwa mniej od Sergia Aguero z Manchesteru City. Liverpool FC - Burnley FC 4-2 (2-1). Raport meczowy Zobacz wyniki, terminarz i tabelę Premier League