Los chciał, że Manchester United w odstępie zaledwie trzech dni miał najpierw zmierzyć się z Chelsea, a później podjąć na Old Trafford Liverpool. Po przegranym w dramatycznych okolicznościach 3:4 spotkaniu z "The Blues" kibice byli pełni obaw o niedzielne starcie. Defensywa "Czerwonych Diabłów" wyglądała fatalnie, a przetestować ją w 32. kolejce mieli napędzeni kolejnymi zwycięstwami Mohamed Salah i spółka. Liverpool na Old Trafford stawił się z mocnym postanowieniem odpłacenia się ekipie Erika Ten Haga. W połowie marca "The Reds" ku zaskoczeniu kibiców przegrali w ćwierćfinale pucharu Anglii 3:4. Dla ambitnych graczy Juergena Kloppa była to zniewaga, która wymagała zadośćuczynienia. Kompletna dominacja Liverpoolu do przerwy. Gol Luisa Diaza wystarczył Mecz błyskawicznie mógł ułożyć się po myśli gospodarzy. Już w pierwszych minutach do siatki trafił Alejandro Garnacho, ale Argentyńczyk znajdował się na spalonym, a bramka słusznie nie została uznana. Szybko nadeszła odpowiedź przyjezdnych. "Kanonierzy" blisko kanonady, Arsenal ograł Brighton. Zaskoczenie ws. Polaków Defensorzy Manchesteru United nie najlepiej zachowali się w 23. minucie przy rzucie rożnym. Piłka spadła wprost pod nogi niepilnowanego Luisa Diaza, który ekwilibrystycznym strzałem pokonał Andre Onanę. Pobudziło to jedynie apetyty podopiecznych Kloppa, którzy ruszyli po kolejne gole. Te, mimo kilku niezłych okazji do przerwy już nie padły. Koszmarny błąd i gra się posypała. Manchester United wycisnął ze swoich okazji maksimum W pierwszej połowie "Czerwone Diabły" nie oddały ani jednego strzału, ale po zmianie stron błyskawicznie skorzystały z prezentu od Jarrela Quanasha. Młody obrońca posłał katastrofalne podanie, które przechwycił Bruno Fernandes. Portugalczyk zauważył, że Kelleher stoi mocno wysunięty i posłał celny strzał z dystansu, który doprowadził do wyrównania. Łatwo stracony gol wyraźnie wybił z rytmu Liverpool. Klopp starał się ratować sytuację zmianami, jednak zamiast gola dla przyjezdnych, oglądaliśmy trafienie dla gospodarzy. Po ładnej, składnej akcji pięknym trafieniem popisał się Kobbie Mainoo. 18-latek stojąc plecami do bramki, gwałtownie się obrócił i posłał uderzenie nie do zatrzymania dla Kellehera. Lewandowski i spółka mogą zacząć się bać. Bezwzględna deklaracja Kyliana Mbappe Gospodarze umiejętnie się bronili, ale w końcu musiał przytrafić się błąd. A popełnił go Wan-Bissaka. Defensor ewidentnie faulował w polu karnym Elliota, a sędzia bez wahania wskazał na jedenastkę. Do stałego fragmentu gry podszedł Mohamed Salah i bez najmniejszych problemów umieścił piłkę w siatce.