Brighton prawie 30 lat czekało na to, by odnieść zwyciestwo w Premier League w... kwietniu. W końcu się udało i to na boisku Arsenalu. Od założenia Premier League w 1992 roku Brighton nigdy nie wygrało w tym miesiącu. Taką niecodzienną statystykę podali komentatorzy Canal Plus. Klub z południa Anglii w ekstraklasie występuje od sezonu 2017/18. I rzeczywiście w tym czasie w 15 meczach osiem przegrał a siedem zremisował. Przed 1992 roku Premier League nazywała się w First League. I w sezonie 1982/83 Brighton w kwietniu wygrało - pokonało Coventry. Jakub Moder przed telewizorem W kadrze meczowej pierwszy raz od 16 stycznia 2021 roku zabrakło Modera. Tydzień wcześniej w meczu z Norwich zerwał bowiem więzadło krzyżowe przednie w kolanie. Polak rozpoczął wyścig, którego metą są mistrzostwa świata w Katarze. Kibice nie tylko w Polsce, ale także Brighton wspierają go w powrocie do zdrowia. 23-letni pomocnik dwa dni temu obchodził urodziny. Dostał mnóstwo wyrazów wsparcia i życzeń szybkiego powrotu do zdrowia, a także dwa torty. Wrzucił zdjęcie na instagram z podpisem: "Zdrówka dla mnie". A powrotu, tyle że do wygrywania potrzebował jego klub. Jeszcze niedawno, po wygranej z Watford Brighton było na dziewiątym miejscu. Od tej pory nie zdobył trzech punktów, a z siedmiu meczów sześć przegrał. Do tego nie zdobył gola od 305 minut (tak źle nie było od trzech lat). Zespołowi Modera spadek raczej nie grozi, ale więcej niż zespołem środka tabeli raczej nie będzie. Koledzy Polaka pamiętali o nim i na rozgrzewkę wybiegli w koszulkach z jego nazwiskiem. Arsenal marzy o Lidze Mistrzów Dużo ambitniejsze plany mają w Arsenalu. W poprzednim sezonie nie zakwalifikował się do europejskich pucharów. Teraz walczy z innym zespołem z Londynu - Tottenhamem o czwarte mejsce, które da prawo występów w Lidze Mistrzów. Zespół Mikela Artety gra ostatnio w kratkę i wygrane przeplatał porażkami. Z Brighton długo nie było widać, że to Arsenal ma dużo bardziej ambitne plany. A to głównie dlatego, że obie drużyny grały dość wolno, przeważnie w środku boiska. Przez 20 minut obu zespołom udalo się oddać po jednym strzale. Dopiero w 26. minucie groźne uderzenie głową oddał Gabriel, ale pilka trafiła w boczną siatkę. Pierwszy gol Brighton od trzech spotkań Wydawało się, że gospodarze pójdą za ciosem, a to goście zaatakowali raz, a skutecznie. Po długim podaniu z głębi pola, piłka trafiła do Enocka Mwepu. Zambijczyk zagrał ją w pole karne idealnie do wbiegającego Leandro Trossarda, który z 11 metrów pokonał bramkarza. Arsenal próbował odrobić straty, ale bardzo nieporadnie. Miał przewagę, częściej był przy piłce, ale od straty bramki do przerwy nie oddał celnego strzału. Dopiero w doliczonym czasie zagroził na tyle, że po rzucie rożnym padła bramka, ale po długo trwającej wideoweryfikacji nie został uznany. Brighton skuteczny do bólu Po przerwie już w 48. minucie dobra okazję mieli gospodarze - rzut wolny z około 20 metrów na wprost bramki. Cedric uderzył jednak bardzo słabo - trafił w swojego zawodnika stojącego w murze. Arsenal przeważał i coraz mocniej spychał rywali w pole karne. Długo dośrodkowania nie kończyły się jednak strzałami, ale było ich coraz więcej. Do tego wykonywali stałe fragmenty, ale Brighton zna się na bronieniu. Kiedy była doskonała okazja do wyrównania, Bukayo Saka z 16 metrów kopnął na wiwat. I znów to Brighton pokazało, jak być skutecznym. Jeden z nielicznych wypadów zakończył się drugim golem. Wymiana piłki między Trossardem i Moisesem Caicedo zakończyło się podaniem Ekwadroczyka przed pole karne. Tam tym razem nabiegł Mwepu, kopnął precyzyjnie i mocno. I było 2:0. W 88. minucie Brighton dwukrotnie od straty gola uchroniła poprzeczka. Chwilę później Martin Odegaard pięknym strzałem zdobył kontaktową bramkę i Arsenal zwietrzył szansę na remis. Tym bardziej że sędzia doliczył sześć minut. Świetnie strzelił Nketiah, ale jeszcze lepiej spisał się Roberto Sanchez. W polu karnym Brighton był nawet bramkarz Arsenalu, ale to nie pomogło.