Z Jakubem Moderem rozmawiamy po jego debiucie w barwach Brighton w Pucharze Anglii. Wraz z Michałem Karbownikiem wyszedł w wyjściowym składzie na mecz z Leicester City. Radosław Nawrot, Interia.pl: Trener Brighton Graham Potter po spotkaniu z Leicester City mówił, że dwóch Polaków w barwach jego zespołu było dwoma pozytywami tego meczu. Czyli udany debiut? Jakub Moder: - Z tego, co mówił trener wynika, że był z nas zadowolony. Ja też jestem zadowolony. Jak na pierwszy mecz po dłuższej przerwie i w nowym środowisku wypadłem chyba dobrze, aczkolwiek wiem, że to nie jest jeszcze moja topowa dyspozycja. Przyjdzie na nią czas. Twoja topowa forma to dyspozycja z którego okresu gry w Lechu Poznań? - Z końcówki poprzedniego sezonu i początku tego sezonu, gdy trafiłem do reprezentacji i gdy awansowaliśmy do europejskich pucharów. Poprzeczkę stawiam sobie jednak wyżej. Topowa forma z Polski musi być zdecydowanie lepsza, aby odegrać jakąś rolę w Anglii. Tutaj jest ogromna jakość piłkarska, to jednak najlepsza liga na świecie. Zawodnicy robią ogromne wrażenie na treningach, jest się od kogo uczyć. Trafiłeś do Brighton, który w Premier League nie jest klubem czołowym, ale środek pola ma bardzo mocno obsadzony. - Oj, mocny ma. Tu w środku pola jest bardzo duża rywalizacja. W Brighton gra sześciu, może siedmiu zawodników, którzy są gotowi do walki od razu i są bardzo dobrymi piłkarzami. A każdy chce grać. Ja chyba też pokazałem, że jestem gotowy. Który z tych graczy Brighton robi największe wrażenie? Yves Bissouma? - Bissouma i Adam Lallana. Po Lallanie widać, że kupę lat spędził w Liverpoolu i wcześniej w Southampton, widać że jest to "Pan Piłkarz". Zawodnik bardzo doświadczony ale cały czas znajduje się w wysokiej formie. Niekiedy można przecierać oczy, co on robi na treningach, jak dużo widzi. Yves Bissouma też wygląda świetnie. Od czasu twego przyjazdu do Brighton, zespół przestał przegrywać. Dopiero teraz z Leicester City mu się zdarzyło przegrać 0-1, a wcześniej w starciu z Brighton poległy i Tottenham Hotspur, i Liverpool FC. - Przyleciałem w nowym roku i rzeczywiście, mecz z Leicester był w tym okresie pierwszą porażką. Drużyna jest w formie, na treningach widzę, że świetnie wyglądamy. Nie dziwię się tym wynikom. One przyszły jako konsekwencja dobrej postawy zespołu od dłuższego czasu. A że zbiegło się to z moim przyjazdem, to dobrze. Pytam o to, bo wielu zastanawiało się, czy przy tych wynikach Brighton dostaniecie z Michałem Karbownikiem szansę występu. A tu proszę - pierwszy skład dla obu z was w meczu z Leicester City. - Dzień przed meczem pracowaliśmy nad taktyką i stałymi fragmentami, więc ten pierwszy skład był wówczas pokazany. Dowiedzieliśmy się, że w końcu gramy. Nie było większego tłumaczenia trenera, nie było też naszego zdziwienia, bo trenujemy już przecież od miesiąca. Pokazujemy, że jesteśmy gotowi, by wystąpić. Ciężko jest na tych treningach? - Początek był trudny. Miałem przerwę w grze i treningach, nie byłem gotowy fizycznie. Teraz wracam do formy. Intensywność jest duża, ale trenerzy nam ją dozują. Brighton teraz gra co trzy dni, więc prawdziwego mikrocyklu jeszcze w zasadzie nie odbyłem. Więcej o tych treningach będę wiedział w przyszłości, gdy taki mikrocykl przejdę i gry pogramy w systemie sobota-sobota. Małe gry wyrównawcze, jakie mają ci piłkarze, którzy nie wystąpili w meczu, pokazują, jak duża jest ta intensywność. Piłka chodzi bardzo szybko, czuć różnicę w porównaniu z Polską. Na szczęście byłem dobrze przygotowany przez trenerów w Lechu. Jestem pewien że dam sobie radę. Wiesz o tym, że waszego debiutu wiele osób nie widziało, gdyż mieliśmy strajk mediów w ramach akcji Media Bez Wyboru? - Wiem o strajku, ale Eleven 4 pokazywała nasz mecz. Nie wszyscy go mają, przez co debiut twój i Michała Karbownika stały się nieco mityczne. Nie każdy widział, ale wielu słyszało. - Pewnie tak, żałuję, że nie wszyscy mogli obejrzeć, ale wiem też, że kto miał widzieć, ten widział. Najważniejsze dla mnie osoby. Z tego się cieszę. Polepszenie wyników Brighton wiąże się z tym, jak wasz trener chce grać. Graham Potter zamierza długo utrzymywać się przy piłce, prowadzić grę od tyłu. Nie masz wrażenia, że przynajmniej w założeniach trochę przypomina to Lecha? - Jasne, że tak. To był zresztą argument, który brałem pod uwagę podczas tego transferu. Brighton nie stosuje zasady "wybij, wygraj głowę". Oni fajnie grali w piłkę już jesienią, gdy wyników jeszcze nie było. Teraz przyszedł moment, gdy wszystko im nam wychodzi i do dobrej gry dokładamy też punkty. Brighton ma zawodników, by grać w piłkę i chce to robić. To dobre miejsce, by podtrzymać sposób, w jaki grałem w Lechu. Wiele osób mogłoby tak pomyśleć: gdzie on poszedł? Do Anglii?! Bo Brighton? Po co? Tam go złamią. - To prawda. Ja jednak uważam, że Brighton jest znakomitym miejscem do rozwoju. Są dobrzy zawodnicy, odpowiadający mi pomysł na grę. Mam wszelkie warunki, by pójść naprzód. Gdy doszło do twego transferu, rozpętała się w Polsce dyskusja o tym, kto jest najzdolniejszym graczem młodego pokolenia - ty czy Michał Karbownik. Dyskusja podszyta sporem między kibicami Lecha i Legii. Brighton wzięło was obu. - I pogodzili wszystkich. W sumie to zabawna historia, gdyż nie spodziewałem się, że spotkam Michała tutaj. Czytałem, że kilka klubów jest nim zainteresowanych, a finalnie trafiłem na niego na testach medycznych w Brighton. Kto by pomyślał... Mało tego, jeszcze równocześnie zadebiutowaliście. - Kolejny remis. Wszystko zostało pogodzone. Chyba wystarczy kłótni o to, kto z nas jest lepszy i pierwszy zadebiutuje. Sprawa rozwiązana. Ma dla ciebie znaczenie to, że jesteś najdroższym piłkarzem polskiej ligi? - Aż tak bardzo o tym nie myślę. Gdy do transferu doszło, stanowiło to dla mnie pewne "wow". No jednak takie kwoty pięciocyfrowe robią wrażenie. Nie przeszedłem obok tego obojętnie, jednakże nie narzucam sobie żadnej presji z tego powodu, że teraz muszę być na pewno najlepszym zawodnikiem z Polski. Spokojnie podchodzę do sprawy, chcę się po prostu rozwijać, powoli stawiać kolejne kroki. Czy Jan Bednarek jest dla ciebie inspiracją i radą? On z Lecha do Southampton FC trafił w 2017 roku i długo czekał na debiut. - Nie grał przez prawie cały sezon, a dzisiaj ma 100 meczów rozegranych w Southampton. To dobry przykład na to, że nie można być zachłannym i wszystkiego chcieć od razu. Wykonujemy jednak przeskok z polskiej ligi do najlepszej ligi na świecie, dlatego patrzę na ten transfer spokojnie. Nie podpalam się, że muszę grać od razu, bo nie wiadomo, co się stanie. Janek pokazał, że cierpliwość popłaca. Nic na siłę. Masz czas, żeby oglądać mecze Lecha? - Tak. Oglądałem wszystkie mecze. I co myślisz? Teraz patrzysz na niego z zewnątrz, masz inną perspektywę. - Mogę powiedzieć, że forma całej drużyny nie jest najwyższa i taka, na którą ich stać. Zwycięstwo z Radomiakiem w trudnych warunkach da jednak sporego kopa na najbliższe mecze. Takie mecze są potrzebne, gdy jest ciężko i się wychodzi z trudnego momentu. Karne z Radomiakiem były niemal przegrane, a odwróciło się to, czego doświadczyliśmy w poprzednim sezonie w Pucharze Polski z Lechią Gdańsk. Niemal dokładnie się odwróciło, bo wtedy też mieliśmy dwa karne przewagi. Słucham trenera Żurawia i też uważam, że jedno zwycięstwo ligowe może jeszcze rozkręcić sytuację tak, że będziemy dalej w grze i uda się zająć miejsce na podium. Czyli konferencje prasowe też oglądasz? - Oglądam wszystko. Czytam o Lechu co tylko jest, jestem jego kibicem. Zauważyłeś, że nadal mówisz o Lechu per "my"? - Cały czas czuję się częścią tej drużyny, w końcu grałem w niej w tym sezonie. Jeżeli uda się zdobyć np. Puchar Polski, to i ja go zdobędę, bo w jednym meczu zagrałem. Czuję więź z Lechem, kibicuję mu bardzo. Sytuacja jest trudna, ale wszystko jest do wyciągnięcia. Stać nas na podium, cały czas stać. W poprzednim sezonie przecież też było ciężko, były wzloty i upadki, kręciliśmy się w środku tabeli, a jednak potrafiliśmy sobie poradzić. Bo przyszedł mecz z Zagłębiem Lubin, w którego przerwie trener Żuraw zmienił Karlo Muhara na Jakuba Modera. - Tak, to był kluczowy moment. Można tak powiedzieć. Potem graliśmy już całkiem dobrze. Gdy teraz cię nie ma, gra Lecha się nie klei. Tak uważa wielu kibiców. - Cóż, sporo tych meczów zagrałem. Trzydzieści w jednej rundzie to jest bardzo dużo. Przez to sił czasami już brakowało i nie zdobyliśmy tyle punktów, ile chcieliśmy. Jak odbierałeś tę presję i wymagania w Poznaniu, które przecież są spore? Czułeś ciężar na plecach, byłeś ich świadom? - Ja akurat trafiłem na moment, w którym graliśmy dobrze i kibice mocno nas wtedy wspierali. Wiem, że czasem nie wytrzymują i trzeba ich wtedy zrozumieć. W czasie mojej gry wsparcie było ogromne, nawet gdy przegraliśmy niefortunnie. Ludzie krzyczeli, że są z nami, żebyśmy się nie poddawali. Nie spotkałem się na stadionie z krytyką. W internecie to co innego, tam się wiele rzeczy dzieje. Czasami się łapię za głowę, gdy to czytam. Jak bardzo oceny zmieniają się w kilka miesięcy. Sądzę, że gdyby teraz kibice mogli być na stadionie w Poznaniu, pomogliby Lechowi. Kibic na stadionie to jednak ktoś, kto pomaga. Po to przychodzi i to da się odczuć na boisku. Z Brighton pewnie będzie ciężko zagrać w europejskich pucharach niż z Lechem. To duża przygoda w twoim życiu? - Ogromna. Mieliśmy może większe oczekiwania, jeśli chodzi o fazę grupową, ale ona była bardzo mocna. Dużo jednak osiągnęliśmy w pucharach, te cztery mecze eliminacyjne okazały się udane i w grupie też się pokazaliśmy z dobrej strony. Mały niedosyt został, ale trzeba szanować to, co nam się udało zrobić, gdy reprezentowaliśmy Lecha w pucharach. Zagrałeś z Benficą Lizbona czy Glasgow Rangers, to może teraz wielkie kluby angielskie nie będą robiły na tobie aż tak wielkiego wrażenia? - To mogą się okazać lepsi rywale niż niektórzy przeciwnicy w lidze angielskiej, co pokazuje skalę wyzwania, przed którym jesienią stanął Lech. Rozegrałem też kilka meczów w reprezentacji Polski, więc trochę przed wyjazdem posmakowałem futbolu na światowym poziomie. Przygotowałem się na to, co mnie spotka w Anglii, nie wyjeżdżałem jako zupełnie zielony chłopaczek. Przetarcie było. Masz stały kontakt z Janem Bednarkiem czy Kamilem Jóźwiakiem, który gra ligę niżej, w Derby County? - Cały czas. Janek mi pomaga nawet w wielu sprawach organizacyjnych. Z "Józiem" zawsze się blisko trzymałem, więc codziennie mamy kontakt na zasadzie "co tam, jak tam". Warto mieć takich bliskich znajomych w Anglii, zresztą całą naszą trójkę reprezentuje ta sama agencja menadżerska Fabryka Futbolu. Tylko Tymoteusza Puchacza zostawiłeś wciąż w Polsce. - Tak, ale dajmy mu jeszcze chwilę. On sobie poradzi i dołączy za jakiś czas do klubu zagranicznego. Nie wiem, czy w Anglii, ale dołączy. No i może na kadrze się spotkamy. A później w przyszłości - na pewno znowu kiedyś w Lechu. Czy nowy selekcjoner Paulo Sousa dzwonił do ciebie? - Mieliśmy z nowym selekcjonerem takie spotkanie, powiedzmy konferencję na zoomie. Trener chciał się ze wszystkimi przywitać i chwilę porozmawiać. Przedstawił nam też sztab. Osobiście się jeszcze nie widzieliśmy. Informacja o zwolnieniu Jerzego Brzęczka cię zaskoczyła? Jak to odebrałeś? - Ze zdziwieniem, bo to stało się z godziny na godzinę. Dziękuje trenerowi Brzeczkowi za to, że dał mi zadebiutować w reprezentacji Polski. Teraz postaram się, by wywalczyć miejsce w reprezentacji u Paulo Sousy. Rozmawiał Radosław Nawrot