Do mrożących krew w żyłach scen doszło w 39. min sobotniego hitu Premier League, pomiędzy Manchesterem City i Liverpoolem FC. Wówczas miało miejsce bardzo niebezpieczne starcie zawodnika "The Reds" Sadio Mane, z bramkarzem gospodarzy Edersonem Moraesem. Mane, niczym wytrawny zawodnik kung-fu, przy próbie opanowania piłki, bardzo wysoko zaatakował futbolówkę nogę. W tym samym czasie Moraes pospieszył z interwencją za pole karne i przy próbie wybicia piłki głową, zainkasował potężnego kopniaka w twarz. Za ten faul Mane otrzymał czerwoną kartę i zszedł z boiska, ale ukarany Senegalczyk, podobnie jak losy meczu, w jednej chwili zeszły na dalszy plan. Zaczął liczyć się tylko i wyłącznie stan zdrowia brazylijskiego bramkarza, który bezwładnie leżał na murawie, a służby medyczne przez kilka minut uwijały się, jak w ukropie. Ostatecznie zawodnik trafił na nosze, sanitariusze usztywnili mu szyję w obawie przed ewentualnym uszkodzeniem kręgów i przystąpili do dalszej troski o zdrowie poszkodowanego. Dobre informacje przyszły wcześniej niż można było się spodziewać. Najdroższy bramkarz w historii Premier League (trafił do City z Benfiki Lizbona za ok. 40 mln euro), jeszcze przed ostatnim gwizdkiem zdążył wrócić na trybuny, otrzymując gorące brawa. Starcie z soboty Moraes przepłacił rozcięciem z lewej strony twarzy, na które założono osiem szwów. Poturbowana twarz, pełna licznych zadrapań i otarć, najpierw trafiła na oficjalny portal społecznościowy samego sprawcy, który pokajał się za nieumyślny wybryk. "Mam nadzieję, że szybko wydobrzeje. Jest mi bardzo przykro, że Ederson odniósł obrażenia w wyniku przypadkowego zdarzenia i że nie mógł dokończyć spotkania. Modlę się, żeby szybko wrócił" - napisał Mane. Następnie na jednym z portali o tematyce piłkarskiej, pojawiło się kolejce zdjęcie, ilustrujące twarz zawodnika krótko po założeniu szwów. Na końcu, do swoich fanów, "przemówił" sam pokrzywdzony, publikując fotografię z poniedziałkowego treningu Manchesteru, w którym już wziął udział. "Jeśli mogę kontynuować, nie zatrzymam się" - zawyrokował Moraes, paradując w kasku ochronnym. Możliwe, że nowy rekwizyt zostanie z piłkarzem przez dłuższy czas. Art