Żona Ferdinanda - Rebecca zmarła w 2015 roku po przegranej walce z rakiem. Piłkarz został sam ze wszystkimi rodzinnymi obowiązkami. Pięć tygodni po śmierci żony zdecydował o zakończeniu piłkarskiej kariery. - Nikt nie jest przygotowany na taką stratę. Żona zmarła 10 miesięcy po wykryciu choroby. Na początku dużo piłem. Pewnego dnia wstałem i nie byłem w stanie zawieźć dzieci do szkoły. Miałem też wypadek samochodowy. Zdałem sobie sprawę, że nie może to tak dalej wyglądać. Nękały mnie ataki paniki - przyznał Ferdinand, który jest uważany za jednego z najlepszych piłkarzy w historii "Czerwonych Diabłów". Ferdinand został sam z trójką dzieci. Po stracie żony podkreślał, że zdał sobie wtedy sprawę, jak bardzo ważna jest rola matki. - Teraz widzę, jak duża rola spoczywa na matce. My mężczyźni jesteśmy ignorantami. Kobiety opiekują się rodziną i domem, a my uważamy, że to nie jest praca. To bardzo ciężka praca. Codziennie musisz wstać, odwieźć dzieci do szkoły, obudzić je wcześniej, umyć, dać śniadanie - mówił. Zawodnik przyznał jednak, że mimo tak ciężkiego okresu w swoim życiu nigdy nie myślał o popełnieniu samobójstwa. - Jak można być taki egoistą i chcieć się zabić? - przyznał. Rio Ferdinand przez całą karierę grał na Wyspach. Ostatnim jego klubem był Queens Park Rangers. W Manchesterze United spędził 12 lat zodbywając sześć tytułów mistrza Anglii.AK