Kiedy Kai Havertz był piłkarzem Bayeru Leverkusen, a więc przed transferem do Chelsea FC, był postrzegany jako jeden z najbardziej utalentowanych młodych piłkarzy na świecie - dziś stałby w jednym rzędzie obok swoich rodaków, Jamala Musiali i Floriana Wirtza. W 2020 roku Havertz zamienił Leverkusen na Londyn, a kwota odstępnego jego transferu opiewała na gigantyczne 80 milionów euro. Później okazało się, że w Chelsea FC Niemiec nie robi tego, czego się od niego oczekuje. W swoim pierwszym sezonie strzelił tylko cztery ligowe bramki. Piłkarz miał jednak swój moment chwały. To właśnie on strzelił bowiem jedynego gola w finale Ligi Mistrzów w sezonie 2020/21. Chelsea FC pokonała wówczas Manchester City. Kai Havertz tym trafieniem zapisał się złotymi zgłoskami w historii "The Blues", ale poza tym, jego pobyt na Stamford Bridge będzie pamiętany raczej jako wielkie rozczarowanie. Jeden wielki moment, poza tym wielkie rozczarowanie w Chelsea Kai Havertz spędził w Chelsea FC trzy sezony. Ten ostatni był już raczej piłkarską wegetacją zaledwie 23-letniego Niemca. Piłkarz z pewnością czuł, że nie pasuje do tego klubu, który na dodatek jest pogrążony w dość poważnym głębokim kryzysie wynikającym również z odejściem Romana Abramowicza i przejęcia interesu przez Todda Boehly'ego, który nie ma doświadczenia w prowadzeniu klubu piłkarskiego. Pierwsze decyzje Boehly'ego w Chelsea FC okazały się fatalne. Zwolnienie Thomasa Tuchela i zatrudnienie w jego miejsce Grahama Pottera, który odniósł sukces w Brighton, było błędem. Anglik szybko został zwolniony, a w jego miejsce przyszedł Mauricio Pochettino, który na Stamford Bridge pracuje do dziś. Drużyna pod jego rządami przestała notować stały regres, ale również nie można mówić tu o żadnym wielkim odrodzeniu Chelsea. Ten sezon ekipa z Londynu zakończy najpewniej w środku tabeli, co nie jest wynikiem zadowalającym. Ponadto Chelsea FC kupiła całą armię piłkarzy, płacąc za nich absurdalnie wysokie kwoty i oferując jeszcze bardziej absurdalnie długie kontrakty. Wydawało się, że w klubie panuje taki chaos, że ci, którzy mają taką możliwość, powinni skorzystać z rady brzmiącej "ratuj się, kto może". Właśnie na taki ruch zdecydował się Kai Havertz. I dobrze zrobił. Nowy początek Havertza. Dołączenie do Arsenalu zmieniło wszystko Chętnych na sprowadzenie młodego Niemca nie brakowało, ale wyścig o niego wygrał Arsenal FC, który sezon wcześniej został wicemistrzem Anglii z ambicjami na zdobycie mistrzostwa w kolejnej kampanii. "Kanonierów" postrzegano jako jeden z dwóch najlepszych zespołów w Premier League. Mało kto wierzył, że piłkarz w takim dołku jak Kai Havertz wskoczy do składu "The Gunners" i nie będzie aż tak bardzo odstawał poziomem od Odegaarda, Saki, Rice'a czy Martinelliego. Na początku rzeczywiście były z tym pewne problemy. Pierwsze tygodnie lub nawet miesiące w wykonaniu Havertza na Emirates Stadium były nieudane. Piłkarz odstawał poziomem od swoich kolegów z drużyny i stał się "memem" dla kibiców śledzących Premier League. Uważali oni, że Niemiec jest po prostu za słaby, aby grać w takim zespole. A Arsenal FC zapłacił za niego niemalo, bo aż 75 milionów euro. Minęło kilka miesięcy i dziś wiemy już, że Mikel Arteta należy do tych szkoleniowców, którym po prostu trzeba zaufać i pozwolić im pracować. Przed nadejściem kluczowego momentu sezonu Kai Havertz dzięki pracy z Hiszpanem znów stał się znakomitym piłkarzem, który rozumie swoją rolę na boisku i potrafi realizować taktykę trenera na bardzo zadowalającym poziomie. Na siedem kolejek przed końcem sezonu Kai Havertz ma 9 goli i 5 asyst, a to oznacza, że "double double" jest w jego zasięgu. W spotkaniu 31. kolejki przeciwko Brighton & Hove Albion Niemiec zdobył bramkę i zanotował ostatnie podanie przy trafieniu Leandro Trossarda. Ponownie udowodnił więc, że w składzie "Kanonierów" nie jest tylko "zapchajdziurą", a jednym z najważniejszych piłkarzy formacji ofensywnej. Możliwe, że złożenie podpisu na umowie z Arsenal FC uratowało karierę jednego z największych talentów europejskiej piłki ostatnich lat. Na współpracy Kaia Havertza z Mikelem Artetą skorzysta nie tylko on i jego klub, ale również reprezentacja Niemiec, która przed Euro 2024 piłkarzy grających na najwyższym europejskim poziomie potrzebuje jak tlenu. Na dużym turnieju Havertz również może okazać się kluczowy i pomóc drużynie Juliana Nagelsmanna w wykręceniu wyniku, który jeszcze kilka miesięcy temu, w obliczu wielkiego piłkarskiego kryzysu w Niemczech, należał raczej do strefy marzeń. Kai Havertz dzięki przemianie, jaką przeszedł pod okiem Artety, zasłużył na wszystkie pochwały. Najważniejsze jednak jest to, czy na koniec sezonu Arsnalowi uda się włożyć coś do gabloty. Londyńczycy wciąż walczą z Manchesterem City i Liverpoolem o tytuł mistrza Anglii, a walka jest niezwykle zacięta. Dawno już nie było kampanii, w której aż trzy zespoły z takim zacięciem biły się o najważniejsze trofeum w Wielkiej Brytanii. "The Gunners" grają również w Lidze Mistrzów, gdzie w 1/8 finału zmierzą się z Bayernem Monachium. Biorąc pod uwagę formę, będą faworytem, ale w przypadku zwycięstwa później powalczą z Realem Madryt lub Manchesterem City. Końcówka tego sezaonu zapowiada się więc niezwykle pasjonująco.