Piłkarze Evertonu, którzy marzyli o występach w kolejnej edycji Ligi Mistrzów, przyjechali do Southampton po zwycięstwo, ale już od pierwszej minuty musieli myśleć o odrabianiu strat. Zaraz na początku spotkania Rickie Lambert z lewej strony wrzucił miękką piłkę przed bramkę gości, a Antolin Alcaraz efektownym "szczupakiem" wpakował futbolówkę do własnej bramki. Goście dążyli do wyrównania, ale nie stwarzali okazji bramkowych, w przeciwieństwie do "Świętych". W 20. minucie Lambert znów podał ze skrzydła, a Steven Davis uderzył z kilkunastu metrów i pomylił się o centymetry. Artur Boruc nudził się w bramce gospodarzy, za to Tim Howard załamywał ręce nad tym, co wyprawiali jego koledzy z obrony. W 31. Seamus Coleman poszedł w ślady Alcaraza i precyzyjną główką nie do obrony zaskoczył własnego bramkarza po dośrodkowaniu Nathaniela Clyne'a. Grający bez presji piłkarze Southampton na luzie rozgrywali piłkę, a bramki strzelali dla nich gracze Evertonu. Po przerwie trener "The Toffees" Roberto Martinez szybko zdecydował się na dwie zmiany, wprowadzając Leona Osmana i Aidena McGeady'ego. To jego gospodarze wciąż byli groźniejsi. Lambert z rzutu wolnego z 25 metrów trafił w słupek. Najbliżej zaskoczenia Boruca był Leighton Baines, który dośrodkował spod linii bocznej, a niesiona wiatrem piłka o centymetry minęła bramkę, lekko zaskakując polskiego bramkarza. Ten szerokim uśmiechem skomentował całą akcję. W doliczonym czasie gry trzecią bramkę dla gospodarzy mógł zdobyć James Ward-Prowse, ale Howard obronił jego mocny strzał. Southampton FC - Everton FC 2-0. Raport meczowy Premier League: wyniki, tabela, strzelcy, terminarz