Starcie Leeds z Manchesterem United przez niektórych kibiców typowane było jako jedno z ciekawszych spotkań aktualnie trwającej kolejki Premier League. Gospodarze to drużyna, która wielokrotnie potrafiła zaskoczyć i wygrać na przykład z West Hamem na trudnym terenie w Londynie. Z kolei forma przyjezdnych to jedna wielka sinusoida. Polscy fani szczególnie zwracali uwagę na Mateusza Klicha. Polak zdecydowanie miał coś do udowodnienia, po tym jak w konfrontacji z Evertonem zszedł z boiska już po 45 minutach. Manchester United show w pierwszej połowie Tuż po rozpoczęciu gry fani zgromadzeni na trybunach przekonali się, że nie będzie dziś odpuszczania. Przez pierwszy kwadrans sztab medyczny zaliczył bowiem dwie interwencje. Najpoważniejsza z nich dotyczyła Robina Kocha. Niemiec padł na murawę i momentalnie zalał się krwią ze względu na rozcięty łuk brwiowy starciu w powietrzu ze Scottem McTominayem. Poszkodowany obrońca na moment powrócił jeszcze na boisko, jednak ostatecznie został zmieniony przez Juniora Firpo. Na pierwszą bramkę w spotkaniu czekaliśmy nieco ponad pół godziny. W 34 minucie Manchester United na prowadzenie wyprowadził Harry Maguire. Obrońca gości wykorzystał perfekcyjnie dośrodkowanie Luke’a Shawa z rzutu rożnego i pewnie skierował piłkę do siatki. Gospodarze jeszcze nie zdążyli się otrząsnąć po stracie gola, a w doliczonym czasie gry otrzymali kolejny dotkliwy cios. Tym razem akcję z zimną krwią po wrzutce Jadona Sancho wykończył Bruno Fernandes. Poza strzelcami, w obozie "Czerwonych Diabłów" na specjalne wyróżnienie zasługiwał Paul Pogba. Francuz zaliczył połowę idealną i kreował okazję za okazją. To właśnie między innymi on przyczynił się do wywalczenia kluczowego rzutu rożnego. Jakby tego było mało, pomocnik wcześniej sprezentował stuprocentową okazję dla Cristiano Ronaldo. Cudowna przemiana Leeds na nic się zdała W drugiej części szkoleniowiec Leeds postanowił zagrać va banque i po przerwie wprowadził na boisko Raphinię oraz Joe Gelhardta. Ryzykowny ruch opłacił się, gdyż miejscowi potrzebowali zaledwie dziesięciu minut, by Elland Road odleciał i to dosłownie. Najpierw Davida De Geę widowiskowym uderzeniem z dystansu pokonał Rodrigo, a kilka sekund później kibiców w euforię wprawił dopiero co wprowadzony do gry Raphinha. Gospodarze, doprowadzając do remisu, odzyskali dawno niewidzianą pewność siebie i niesieni dopingiem z trybun znacznie częściej zaczęli meldować się w polu karnym rywala. Przyjezdni nie pozostali im dłużni, w efekcie czego byliśmy świadkami istnej wymiany ciosów, która zwiastowała nam kolejną zmianę wyniku. Doczekaliśmy się niej w 70 minucie, kiedy za sprawą Freda Manchester United znów powrócił na prowadzenie. Co zrozumiałe, piłkarze Leeds nie zamierzali się poddawać. Kilka okazji miał między innymi Mateusz Klich. Wszystkie strzały Polaka obronił jednak David de Gea. W międzyczasie bramkę dobijającą miejscowych po wzorowym przejęciu piłki i asyście Bruno Fernandesa zdobył Anthony Elanga. Leeds United - Manchester United 2:4 Bramki: H. Maguire (34’), B. Fernandes (45+5’), Rodrigo (53’), Raphinha (54’), Fred (70’), A. Elanga (89’)