"Mandarynki" z Blackpool bezbramkowo zremisowały u siebie z liderem z Burnley w meczu Championship. Mecz jakich wiele zakończył się przed godz. 17 czasu lokalnego w sobotę. Miejscowi kibice jak zwykle udali się do licznych w kurorcie pubów na nadmorską promenadę, by omówić wydarzenia meczowe. Około 19 do baru o nazwie "Manchester" wpadła ekipa z Burnley, wywiązała się bójka, w wyniku której 55-letni Tony Johnson odniósł liczne obrażenia głowy. Nieprzytomnego mężczyznę przewieziono do szpitala, gdzie zmarł w niedzielę w godzinach porannych. Za kilka godzin, dzięki telewizji przemysłowej, która w Anglii operuje na każdym kroku, policja zatrzymała 33-letniego mieszkańca Burnley, który po wyjaśnieniach został zwolniony za kaucją, która traci ważność 1 czerwca. To wygląda na bardzo nieszczęśliwy wypadek jednak statystyki mówią o wzroście przestępczości przy okazji spotkań piłkarskich - zarówno wewnątrz obiektów jak i w ich okolicy w dniach meczowych. W "The Guardian" czytamy, że w sezonie 2021/22 incydenty odnotowano podczas połowy, bo aż przy okazji 53 procentach meczów. 2198 zostało aresztowanych - to aż o 60 procent więcej niż podczas rozgrywek 2018/19 - ostatniego pełnego sezonu przed pandemią COVID-19. Na tę liczbę złożyło się m.in. 441 niedozwolonych wejść na płytę boiska. Mamy świeżo w pamięci kibica Tottenhamu, który po końcowym gwizdku zaatakował bramkarza Arsenalu, Aarona Ramsdale’a. Wcześniej były co najmniej dwie grube zadymy między fanami Spurs i West Hamu. Zamieszki na ulicach Nottingham przy okazji derbowego meczu z Leicester itd. Wreszcie prawdziwa orgia przemocy przed finałem Euro 2020, gdy tysiące angielskich kibiców przedostały się na stadion Wembley bez biletów, panował chaos niczym w latach 80. gdy chuligaństwo na Wyspach było w zenicie. Obyło się bez ofiar śmiertelnych, ale takiej przemocy i chaosu nie było na pewno podczas mistrzostw Europy organizowanych w Anglii w 1996 r. A przecież to było zaledwie kilka lat po raporcie Lorda Taylora, który po tragedii na Hillsborough (97 ofiar śmiertelnych) zmienił sposób kibicowania, wprowadzając miejsca siedzące na wszystkich obiektach. Piłkarscy chuligani, którzy niszczyli stadiony kilka lat wcześniej, na pewno nie byli wtedy jeszcze na emeryturach. Po wydarzeniach z 11 lipca 2021 r. Football Association powołała specjalną komisję do zbadania wydarzeń z tego dnia. Przewodnicząca komisji Louise Casey zwróciła uwagę na rolę coraz bardziej powszechnie dostępnej kokainy we wzroście liczby zachowań chuligańskich związanych z futbolem. "Nawet toalety w lokalach otaczających stadiony mniejszych klubów wyglądają po meczu jak pralnia. Biały proszek jest wszędzie" - mówi fragment raportu. Trochę się zmieniło, bo w latach 70. i 80. to alkohol był głównym winowajcą stadionowych niepokojów. Dziś przy okazji meczów pije się również sporo, w myśl zasady "nie ma futbolu bez alkoholu", jednak kokaina nigdy nie był tak dostępna jak teraz. Bywam kilka razy w roku na meczach w ojczyźnie futbolu i mogę potwierdzić, że w przystadionowych pubach dostanie się do toalety graniczy z cudem. Nie jest to raczej kwestia problemów gastrycznych. Czy obecne problemy i wzrost statystyk związanych z futbolową przemocą stanowi przedsionek do powrotu czarnych lat 70. i 80. XX wieku, gdy chuligaństwo nazwano "angielską chorobą"? W latach 70. XX wieku Wielka Brytania była nazywana "chorym człowiekiem Europy", z powodu wysokiego bezrobocia, złej sytuacji gospodarczej i napięć społecznych wywołanych dużym napływem imigrantów z Karaibów, Pakistanu i Indii. Biała klasa robotnicza czuła się zagrożona ekonomicznie przez co rosła rola prawicowego National Front i jego obecność w okolicach stadionów. Kolorowi zawodnicy bywali obrażani przez kibiców własnych klubów. W latach 70. przemoc była bardziej spontaniczna, w kolejnej dekadzie stała się zorganizowana. Stadiony w ojczyźnie futbolu zostały opanowane przez zorganizowane gangi: Inter City Firm (West Ham), Headhunters (Chelsea), Bushwhackers (Millwall), 6.57 (Portsmouth), Service Crew (Leeds), Yid Army (Tottenham), Naughty Forty (Stoke), Guvnors (Man City), Red Army (Man Utd) itd. Zadymy miały miejsce co weekend na wielu stadionach, a najbardziej pamiętne to ta z Luton, gdy stadion miejscowej drużyny zdemolowali chuligani z Millwall. Wreszcie 29 maja 1985 r. i absolutnie najbardziej haniebny dzień w historii brytyjskiego futbolu czyli Heysel i śmierć 39 kibiców Juventusu przed meczem finału Pucharu Europy z Liverpoolem. Europejska rodzina futbolu stwierdziła, że "enough is enough" i wykluczyła angielskie klubu z rozgrywek kontynentalnych. Premier rządu Margaret Thatcher wydała wojnę futbolowym rozrabiakom, a wspomniany raport Taylora wydany po Hillsborough w 1989 r. zmienił kibicowanie na zawsze. W międzyczasie europejscy uczniowie przerośli angielskich mistrzów, a chuligaństwo jako styl kibicowania rozniosło się na całą Europę, szczególnie jej wschodnią część. W czasie Euro 2016 w Marsylii okrutne manto Anglikom sprawili Rosjanie, podczas licznych meczów z Polską "synowie Albionu" raczej też wracali z podkulonymi ogonami. Czy dziś historia zatacza koło i parafrazując hasło "football is coming home", chuligaństwo piłkarskie wraca do domu? Maciej Słomiński, INTERIA