W latach 70. XX wieku reprezentacja Polski była notowana (czy jak się dziś mówi: pozycjonowana) znacznie wyżej niż dzisiaj. Po 3. miejscu na mistrzostwach świata w 1974 r., mający wsparcie partyjnej wierchuszki, selekcjoner Jacek Gmoch wszem i wobec ogłaszał, że w 1978 r. do Argentyny jedziemy po złoto. Miał prawo tak myśleć i mówić. Medaliści mundialu sprzed czterech lat byli starsi, a kibice mogli oczekiwać, że będą nie tylko bardziej dojrzali piłkarsko, ale i lepsi. Nikt z kluczowych zawodników nie powiesił na butów na kołku: za ocean wybrali się Kazimierz Deyna, Grzegorz Lato, Jan Tomaszewski, Henryk Kasperczak, Jerzy Gorgoń i Andrzej Szarmach. Brązowych medalistów zasiliła młoda, gorąca krew Zbigniewa Bońka i Adama Nawałki. Dodatkowo, po długiej kontuzji do gry wracał Włodzimierz Lubański. Jacek Gmoch jednak przekombinował, za dużo było intelektualizmu, za mało konkretów, a przecież piłka nożna to najprostsza z gier. Zaczęło się od 0-0 z RFN na inaugurację mundialu na stadionie Monumental w Buenos Aires. Potem była wymęczona wygrana 1-0 z Tunezją, gdy przyszedł czas na trzeci grupowym mecz z Meksykiem. Piłkarski status "El Tri" był wtedy niższy niż obecnie. Do ostatniego meczu grupowego meksykanie przystępowali bez szans na awans - przed meczem z Polską na otwarcie stadionu w Rosario ulegli 1-3 Tunezji (pierwsza w historii wygrana drużyny afrykańskiej w historii mundiali) i 0-6 RFN. Meksyk, jako bezsprzecznie najsilniejsza drużyna strefa CONCACAF była etatowym uczestnikiem mistrzostw świata, na których regularnie dostawiali w skórę - dość napisać, że przed meczem z Polską na 23 mundialowe mecze przegrali aż 16, cztery zremisowali, a tylko trzy wygrali, z czego dwa na ojczystej ziemi w 1970 r. Wszyscy zawodnicy Meksyku grali w tamtejszej lidze, a jedyne nazwisko, które potem zaistniało na międzynarodowej arenie to 19-letni wtedy Hugo Sanchez, który za kilka lat zasłynie efektownymi strzałami "nożycami" i wymyślnymi saltami po bramkach w barwach Atletico, a przede wszystkim Realu Madryt. POLSKA - MEKSYK O GODZ. 17 NA STADIONIE 974 Chcemy przekazać wam tyle, że Polacy byli zdecydowanymi faworytami spotkania z Meksykiem, a jednak nie obyło się bez kłopotów. Najważniejszą zmianą w porównaniu z poprzednimi meczami była zmiana systemu na 1-4-4-2 i występ, po raz pierwszy w podstawowym składzie, Zbigniewa Bońka. 22-latek, który wcześniej wchodził na boisko z ławki rezerwowych, spłacił kredyt zaufania i strzelił dwa gole. Na pierwszego musieliśmy czekać aż do końcówki pierwszej połowy. Kazimierz Deyna podaniem wypuścił w bój na skrzydle Grzegorza Lato. Ten przebił się przez meksykańskiego obrońcę, dobiegł do linii końcowej i mocnym podaniem zgrał piłkę do środka. Tam już czekał Boniek, który atomowym strzałem umieścił piłkę pod poprzeczką. Na początku drugiej połowy konsternacja - w 52. minucie Meksykanie wyrównali. Ignacio Flores Ocaranza popędził skrzydłem, mocno podał w pole karne i w zasadzie trafił Victoria Rangela. Piłka odbiła się od napastnika Guadalajary i wpadła do siatki obok zaskoczonego Jana Tomaszewskiego. Polska - Meksyk o godz. 17 na stadionie 974 Na odpowiedź Biało-Czerwonych nie trzeba było długo czekać, tylko cztery minuty. Piłka niczym kauczukowa odbijała się na linii pola karnego, m.in. od Laty i Andrzeja Iwana, aż wreszcie trafiła do szefa polskiej drugiej linii i kapitana drużyny, Kazimierza Deyny, który bez namysłu przymierzył z 18 metrów z lewej nogi. Piłka wpadła idealnie pod poprzeczkę. Jeszcze bardziej efektowny był drugi gol Bońka w 84. minucie - pomocnik Widzewa był 25 metrów od bramki i bez namysłu strzelił na bramkę. Piękny gol! Prasa pisała o efektownej wygranej, ale dziś oglądając skrót tego spotkania, wyraźnie widać, że Meksyk miał wiele (więcej od Polaków) sytuacji i wynik był lepszy niż gra. "Od początku do końca Polacy kierowali grą. Nie czynili tego w sposób porywający, jednak wystarczający do utrzymania przewagi. Nie musieli się uciekać do żadnych zawiłych kombinacji taktycznych, bo przeciwnik tego nie wymagał. Potwierdziły się opinie o przydatności Bońka. Nie tylko stwarzał kolegom dogodne sytuacje, lecz także sam strzelał celnie" - pisał Stefan Grzegorczyk w książce "Mundial po polsku". Zwycięstwo zapewniło Polakom pierwsze miejsce w grupie, przed mistrzami świata z RFN. W drugiej rundzie Biało-Czerwoni zmierzyli się z południowoamerykańską koalicją w składzie: Argentyna, Peru i Brazylia. Ostatecznie Polska zajęła wtedy 5-6 miejsce na świecie, co zostało przyjęte w kraju z ogromnym rozczarowaniem. Ale to już temat na inne opowiadanie. 10 czerwca 1978 r., Rosario Polska - Meksyk 3-1 (1-0) Bramki: Zbigniew Boniek 43’, 84’, Kazimierz Deyna 56’ - Victor Rangel 52’. Polska: Jan Tomaszewski - Antoni Szymanowski, Jerzy Gorgoń, Władysław Żmuda, Wojciech Rudy (83’ Henryk Maculewicz), Henryk Kasperczak, Kazimierz Deyna, Zbigniew Boniek, Bohdan Masztaler, Grzegorz Lato, Andrzej Iwan (76’ Włodzimierz Lubański). Meksyk: Pedro Soto - Ignacio Flores, Carlos Gomez, Rigoberto Cisneros, Arturo Vazquez, Leonardo Cuellar, Antonio de la Torre, Javier Cardenas (46. Guilermo Mendizabal), Cristobal Ortega, Victor Rangel, Hugo Sanchez. Maciej Słomiński, INTERIA