Wejherowo - miasto powiatowe na północy województwa pomorskiego. Miejscowy Gryf to klub o ponad 100-letniej historii, który przyzwyczaił kibiców do gry na wyższym szczeblu niż obecna IV liga. W drugiej dekadzie XXI wielu kaszubscy piłkarze byli stałymi uczestnikami rozgrywek II-ligowych, a w Pucharze Polski w 2012 r. doszli do ćwierćfinału, w którym ulegli Legii Warszawa. Gdy podjeżdża się pod górę na obiekt na Wzgórzu Wolności można zrozumieć, dlaczego rywale miewali miękkie nogi, na tarczy w rozgrywkach pucharowych odjeżdżały ekstraklasowe Górnik Zabrze i Korona Kielce. W lesie strach nie jest może na poziomie "Blair Witch Project", ale blisko. Niestety, obecnie o Gryfie zrobiło się głośno z niesportowych powodów. W niedzielnym meczu IV ligi miejscowi kibice rasistowsko obrażali piłkarza Jaguara Gdańsk, Polaka z brazylijskimi korzeniami - Luiza Carlos Santosa Deleu, wyzywając go "czarnych k...w". Na obiekt nie został też wpuszczony właściciel Jaguara, Michał Jadanowski. Dariusz Mikołajczak, prezes Gryfa Wejherowo, jest w tej niezręcznej sytuacji, że musi tłumaczyć się za nieswoje winy. Przecież to nie on obrażał Deleu. - Nie uciekam od odpowiedzialności i odcinam się od złych zachowań. Rozmawiałem z kibicami, na pewno nie było grupowych rasistowskich okrzyków, krzyczała jedna osoba. Oczywiście, że wolałbym żeby na mecze Gryfa przychodziły "pikniki", ale wiadomo jakie są realia piłkarskie w naszym kraju. Nasi kibice w tym sezonie zostali pobici w Kolbudach, to tereny Lechii Gdańsk, a Wejherowo jest bastionem Arki Gdynia - wyjaśnia Mikolajczak. Innego zdania jest Luiz Carlos Santos Deleu, Brazylijczyk, zawodnik Jaguara, który w Gdańsku odnalazł swe miejsce na ziemi. - To nie pierwszy raz, gdy w ten sposób byłem obrażany w Wejherowie, przyzwyczaiłem się. Chociaż przyznaję, że w całym kraju teraz takich zachowań jest mniej niż kiedyś. Za tych, którzy w Wejherowie wyzywali mnie mogę się tylko pomodlić. Chociaż nie wiem, czy dla nich nie jest za późno. Mam nadzieję, że ich dzieci nie wezmą przykładu z rodziców, przecież nikt nie rodzi się rasistą. Szacunek dla jednego z młodych piłkarzy Gryfa, który jako jedyny podszedł do mnie i powiedział: "Deleu nie przejmuj się tymi debilami". Przykro mi, ale wiem, że Polacy nie są tacy, zresztą sam od 2017 r. mam polskie obywatelstwo - mówi nam popularny "Didi". Rasizm w IV lidze. Gryf Wejherowo przeprasza Deleu Dziś Deleu w Gdańsku jest powszechnie szanowany i bardzo lubiany, ale początki nie były kolorowe. W 2010 r. podczas pierwszego meczu w barwach Lechii Gdańsk, w towarzyskim spotkaniu z Żalgirisem Wilno, kibice jego własnego klubu udawali małpy, gdy dochodził do piłki. W Gdańsku był problem z rasizmem, w 2006 r. fani Lechii obrzucili bananami brazylijskich Pogoni Szczecin. Właśnie dzięki dobrej grze na boisku oraz wzorowej postawie poza nim Deleu i Abdou Razacka Traore z Burkina Faso w Gdańsku uporano się z rasizmem na trybunach. Razack wyjechał z Gdańska w świat, a Deleu powrócił do Gdańska i cały czas ma miejsce w sercach kibiców, o czym świadczy zaproszenie go na przejazd rowerowy z okazji 75-lecia Lechii. Na jego zakończenie "Didi" pałaszował żurek jak na prawdziwego Polaka przystało. - Wiem, że kibice Lechii przyjaźnią się z fanami Śląska Wrocław, ale ja tej przyjaźni nie uznaję. Kiedyś, gdy jadłem obiad na Długim Targu, grupa 20 z nich obrażała mnie. Było nieprzyjemnie. Następnego dnia kibice Lechii przepraszali mnie mówiąc, że to nie ich sprawka - mówi Deleu. Mecz w Wejherowie zakończył się wynikiem 2-0 dla gości, Jaguar jest liderem IV-ligowej tabeli.- Oczywiście, że taka wygrana smakuje podwójnie dobrze. Gdy grałem w Ekstraklasie najlepiej zawsze wypadałem w Chorzowie, gdzie najbardziej mnie obrażano, nie trzeba było mnie dodatkowo motywować - wspomina Deleu.W protokole sędziowskim znalazł się zapis o rasistowskich okrzykach, w tej sytuacji organizator rozgrywek Pomorski ZPN i jego Komisja Dyscyplinarna postanowiła wszcząć postępowanie wyjaśniające w sprawie. na podstawie art. 133 § 2 Regulaminu Dyscyplinarnego PZPN. Z inicjatywy Jaguara już doszło do spotkania w siedzibie związku, z udziałem pomorskiego barona Radosława Michalskiego, Mikołajczaka, Jadanowskiego i dyrektora Jaguara, Jacka Paszulewicza. Rozmawiano m.in. o tym, że Michał Jadanowski nie został wpuszczony na obiekt i z parkingu stamtąd obserwował zawody. - Przecież to absurd, że mam się tłumaczyć, że byłem w czapce takiego czy innego koloru. Zwłaszcza, że mamy XXI wiek i było zimno. Zresztą uważam, że to rozmywanie odpowiedzialności, ja tu nie jestem ważny, a nasz piłkarz, który był rasistowski obrażany. Prezes Gryfa mówi, że nie zostałem wpuszczony, bo nie jestem w KRS? Deleu też nie jest w KRS, a nie przeszkadzało kibicom Gryfa go wyzywać - mówi nam Michał Jadanowski. - Uważam, że pan Jadanowski jest trochę "odrealniony". Mówi, że "prawie oberwał". Ja też wiele razy prawie oberwałem i nikomu się nie skarżę. Mnie by nawet do głowy nie przyszło, żeby paradować w dresie Gryfa Wejherowo po Gdańsku - kontruje prezes Mikołajczak. Pytamy prezesa Gryfa czy uważa, że ma problem z kibicami? Przecież to nie pierwszy incydent na Wzgórzu Wolności. W 2019 r. miejscowi wystrzelili rakietę (!) w kierunku bramkarza Lechii Gdańsk, Zlatana Alomerovicia w czasie meczu Pucharu Polski. W poprzednim sezonie dwóch piłkarzy Wierzycy Pelplin zostało pobitych na stadionie Gryfa, stadion został zamknięty, obecnie obowiązuje zawieszenie tej kary. - Nie jest tak, że nie rozmawiamy z kibicami 20 lat jestem w zarządzie klubu, od trzech lat jestem prezesem, może ze dwa trzy-razy zdarzyły się incydenty - mówi nam Dariusz Mikołajczak. Czego oczekuje raistowsko obrażony Deleu? - Nie wierzę w szczerość przeprosin Gryfa, jeśli takie się pojawią, za każdym razem gdy grałem w Wejherowie było podobnie. Mam nadzieję, że awansujemy do III ligi i już więcej tam nie będziemy jeździć - mówi nam 40-latek, który wcale nie planuje zakończenia kariery, planując grę jeszcze przez 2-3 lata. Obecnie Brazylijczyk z polskim paszportem oprócz gry w seniorach Jaguara, prowadzi treningi z dziećmi z rocznika 2017, dodatkowo organizuje treningi indywidualne, w których jak sam mówi "czuje się jak ryba w wodzie". Maciej Słomiński, INTERIA