Trudno polemizować z faktem, że polskim "sportem narodowym" pozostaje piłka nożna - przynajmniej pod względem popularności. Ta, rzecz jasna, przekłada się jednocześnie na kwestie finansowe. Dla reprezentantów innych dyscyplin taki stan rzeczy często bywa punktem zapalnym i doprowadza do kontrowersyjnych wypowiedzi. W tę stronę skręciła też dyskusja na łamach TVP Sport, której tematem przewodnim była rewolucyjna decyzja Światowej Lekkoatletyki. Wielka zmiana dla lekkoatletów. Najlepsi mają szansę na dodatkowy zarobek Na początku kwietnia World Athletics poinformowało bowiem o długo wyczekiwanej zmianie. W jej wyniku każdy lekkoatleta, który wróci z Igrzysk Olimpijskich w Paryżu ze złotym medalem, otrzyma premię w wysokości 50 tysięcy dolarów, czyli około 46 tysięcy euro. W przypadku sztafety - w której to konkurencji Polacy bronić będą złota - kwota ta zostanie rozdysponowana do podziału. Łączny fundusz na tę kwestię wynosić będzie 2,4 miliona dolarów pochodzących z udziału w przychodach Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Te Światowa Lekkoatletyka otrzymuje raz na cztery lata. To przełomowa wieść, bo oznaczać będzie znaczny zastrzyk gotówki dla najlepszych w swoich kategoriach i może zapoczątkować pozytywną zmianę wśród wszystkich, mniej popularnych w skali globalnej, dyscyplin sportowych. U nas nie ma takiej tradycji I właśnie na ten temat dyskutowano niedawno w studio TVP Sport. Jednym z uczestników rozmowy była Otylia Jędrzejczak, a stacja telewizyjna opublikowała w swoich mediach społecznościowych krótką, acz kontrowersyjną, wypowiedź polskiej mistrzyni olimpijskiej. Dziennikarz Piotr Sobczyński spróbował pociągnąć swoją rozmówczynię za język. "Wyczuwam, do czego zmierzasz. Znaczy, jak zrobić, żeby tamtym też zapłacili równie dobrze jak piłkarzom?". Jędrzejczak zareagowała jednak z uśmiechem, przyznając, iż jest to mało realna perspektywa. Mimo tego, kilka wcześniejszych słów sprawiło, że wśród internautów zawrzało. Lwia ich część stwierdziła, że mieszanie do tematu przewodniego rozmowy kwestii piłki nożnej było nie na miejscu. I na nic zdał się fakt, że prezes PZP zabiegał głównie o ekspozycję i docenienie przez kibiców prawdziwych mistrzów w swoich dyscyplinach.