W środę na 200 m st. motylkowym Le Clos pokonał Korzeniowskiego o 0,69 s, a w piątek na 200 m st. grzbietowym Lochte był szybszy od Kawęckiego o 0,45. Polacy musieli zadowolić się srebrnymi medalami. Czerniak do sobotniego finału awansował z trzecim czasem. Nieznacznie lepsi byli od niego tylko... Lochte i Le Clos. Podopieczny Bartosza Kizierowskiego zapewnia jednak, że ma jeszcze rezerwy. - To są mocni rywale, wybitni zawodnicy, ale w żaden sposób mnie to nie deprymuje. Każdy jest do pokonania - powiedział puławianin, który przed dwoma laty w Szanghaju został w tej konkurencji wicemistrzem świata. Wówczas przegrał jedynie ze słynnym Amerykaninem Michaelem Phelpsem. - W finale chcę pobić rekord życiowy. Na pewno będę miał więcej adrenaliny i wyzwolę większą moc. Paweł i Radek mają już medale, więc jestem dodatkowo zmotywowany by do nich dołączyć - dodał. Czerniak w Barcelonie rywalizował już na 50 m stylem motylkowym i na 100 m kraulem. Choć w żadnej z tych konkurencji nie zdołał awansować do finału, to zapewnia, że jest w bardzo dobrej dyspozycji. - Poprzednie starty nie były takie, jak zaplanowaliśmy z trenerem, ale nie pozbawiły mnie pewności siebie. Przede wszystkim dlatego, że nie były to występy słabe, po prostu nie wyszły do końca dobrze. Jeśli ktoś na ich podstawie wyciągał jakieś daleko idące, negatywne wnioski, to jest to jego problem - podkreślił. Sesja wieczorna rozpocznie się o godz. 18. Finał 100 m st. motylkowym to piąta konkurencja tego dnia.