Po nieudanych igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro ostatnie miesiące ubiegłego roku były dla pana ciężkie? Konrad Czerniak: - Od tematu igrzysk chciałem się jak najszybciej odciąć i skupić na innych rzeczach. Zrobiłem sobie dłuższe wakacje, jesień też treningowo była lżejsza niż zwykle. Dobrze mi to zrobiło, bo potrzebowałem odpocząć zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Zacząłem nowy etap. Całą seniorską karierę trenował pan w Hiszpanii. Powrót do polskiej rzeczywistości był bolesny? - Z powodu pogody początkowo nawet bardzo. Wróciłem akurat pod koniec września, zaraz zrobiło się zimno, ciemno. Brak słońca i niska temperatura były najgorsze. Jestem jednak osobą, która dość szybko adaptuje się do nowych warunków. Co skłoniło pana do współpracy z trenerem Michałem Szymańskim? - Wiedziałem, że w Poznaniu jest mocna grupa. Jest Kacper Majchrzak, z którym mogę rywalizować na treningach, co daje dodatkową motywację. Michał Szymański jest natomiast młodym trenerem, który cały czas szuka nowych rozwiązań. Widziałem jego pracę na wcześniejszych obozach kadry narodowej. Podobało mi się jego podejście do zawodników. Ta opcja wydawała mi się więc najlepsza i na razie nie żałuję tej decyzji. Trener podkreślał, że zimą zafundował panu duże obciążenia... - Przyznaję, że nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio tak ostro trenowałem. Przepłynąłem mnóstwo kilometrów, do tego dochodzi mocna praca na lądzie. Przyzwyczajenie się do tego trochę mnie kosztowało, ale mam nadzieję, że przyniesie to efekty. Jestem spokojny, mam pełne zaufanie do trenera. Podczas zawodów Grand Prix w Warszawie nie błyszczał pan, ale chyba nie jest to zaskoczeniem? - Zdecydowanie nie. Na nabranie świeżości i szybkości jest jeszcze czas. Pamiętam, że w 2011 roku, miesiąc przed zdobyciem srebrnego medalu mistrzostw świata w Szanghaju, pływałem na podobnym poziomie jak teraz. Choć jest pan sprinterem, to trener Szymański nie wyklucza, że mógłby pan powalczyć o miejsce w sztafecie 4x200 m kraulem... - Podczas mistrzostw Polski przede wszystkim będę celował w wypełnienie minimów w moich dotychczasowych konkurencjach, ale 200 m nie mówię nie. Zobaczymy jak się będę czuł. Co zadowoli pana podczas lipcowych mistrzostw świata w Budapeszcie? - Na pewno rekordy życiowe. Wkrótce skończę 28 lat i pokazałoby to, że jeszcze mogę się poprawiać. Sam medal też oczywiście byłby dobry, a najlepiej więcej niż jeden. Udałoby mi się podtrzymać serię, bo na podium stałem również w 2013 roku w Barcelonie i w 2015 w Kazaniu. Celem nadrzędnym, o którym myśli pan już teraz, są jednak igrzyska w Tokio za trzy lata? - Olimpijskie zmagania są najważniejsze dla niemal wszystkich sportowców. Najpierw musimy zobaczyć z trenerem jakie efekty przyniesie obecnie wykonywana praca, bo jest trocha inna w porównaniu do tego, co robiłem wcześniej. Jeżeli zadziała, będziemy szli tym torem, a jak nie, to coś trzeba będzie zmienić. W pierwszym sezonie po igrzyskach można trochę eksperymentować, ale przyznaję, że jestem dobrej myśli. Trenuję po to, żeby szybko pływać. Mam motywację do tego, żeby w Tokio jeszcze powalczyć. Rozmawiał Wojciech Kruk-Pielesiak