Polska Agencja Prasowa: Jak smakuje złoty medal mistrzostw Europy? Konrad Czerniak: Doskonale. To długo wyczekiwane złoto, bo pierwsze na basenie 50-metrowym. Nie ma co ukrywać, rywalizacja na nim jest ważniejsza. Teraz mogę przyznać, że bardzo mi na nim zależało. Zaowocowała pracą, którą wykonałem w tym sezonie. Niesamowite emocje, rodzina na trybunach. To wszystko bardzo wiele dla mnie znaczy. Chciałoby się jak najwięcej przeżywać takich chwil. Może pan tak na szybko ocenić ten start? - Generalnie wszystko wyszło bardzo dobrze. Zależało mi na lepszym czasie, ale w sumie nie to jest najważniejsze, tylko medal. Poza tym tak naprawdę szybciej w karierze popłynąłem tylko raz. Widział się już pan z trenerem Bartoszem Kizierowskim? - Tak, choć praktycznie nie mieliśmy czasu by porozmawiać. Wpadliśmy tylko na moment na siebie. Widziałem, że jest bardzo podekscytowany. No i pojawiły się łzy szczęścia, ale nie mogłem się rozkleić, bo to było jeszcze przed półfinałem. Miał pan praktycznie mniej niż kwadrans przerwy, a jednak z piątym czasem udało się awansować do finału. - Rzeczywiście. Wszystko działo się bardzo szybko. Masaż rozluźniający, poleżałem z pięć minut, wypiłem węglowodany i ruszyłem na start. Cały czas pozostawałem w ruchu, aby ułatwić mięśniom pozbywanie się kwasu. Byłem nabuzowany, wystartowałem dobrze, a potem już ile sił. Nie spodziewałem się, że taki czas da mi awans. Jutro powinno być już znacznie lepiej. Wiadomo, że wyścig na 50 m to trochę loteria. W niedzielę wieczorem prawdopodobnie także będą pana czekały dwa starty. Na koniec dnia zaplanowano rywalizację sztafet. - To nie będzie problemem. Znów polecę na adrenalinie i myślę, że będzie dobrze. Poza tym, tym razem będę miał ponad godzinę na odpoczynek. W Berlinie rozmawiał Wojciech Kruk-Pielesiak