Teraz Ksawery Masiuk chce rozwinąć skrzydła. Zdecydował się bowiem na przeprowadzkę do USA. Tam będzie studiował na Uniwersytecie w Teksasie. W Stanach Zjednoczonych pojawi się w styczniu 2025 roku. Masiuk to dwukrotny brązowy medalista mistrzostw świata w pływaniu na dystansie 50 metrów stylem grzbietowym. Z ostatnich mistrzostw Europy, które były rozgrywane kilka tygodni przed igrzyskami w Paryżu, wrócił z czterema medalami (srebro na 50 m st. grzb., brąz na 100 m st. grzb., srebro w sztafecie 4x100 m st. dowolnym i srebro w sztafecie 4x100 m st. zmiennym). Przełomowa decyzja. Polski talent dołącza do gwiazd i słynnego trenera Polak jest czterokrotnym mistrzem świata juniorów z 2022 roku. W sumie w tej imprezie zdobył aż sześć medali. Nie ma się zatem czemu dziwić, że jest wielką nadzieją polskiego pływania. Przed rokiem na mistrzostwach świata w Fukuoce zajął szóste miejsce na 100 m "grzbietem". Płynął w tempie na rekord świata, ale nie wytrzymał go. Skończył szósty. W Paryżu miało być inaczej. Miało... By kolejne igrzyska były inne, zdecydował się na wyjazd do USA. Tam będzie trenował pod okiem Boba Bowmana, który do wielkich sukcesów doprowadził Michaela Phelpsa. W drużynie będzie miał takie gwiazdy jak Węgier Hubert Kos, Amerykanin Carson Foster i francuska gwiazda Leon Marchand. Odczuł ataki kibiców. Igrzyska go przytłoczyły Tomasz Kalemba, Interia Sport: Siedzą jeszcze mocno w głowie te niezbyt udane igrzyska olimpijskie w Paryżu? Ksawery Masiuk: - Chcę wymazać z pamięci te negatywne emocje. Z drugiej strony byłem na tych igrzyskach i to było fajne doświadczenie. Dlatego może nie ma co na siłę wyrzucać tego z głowy. Wyciągnąłem już wnioski. Dla ciebie to był debiut w igrzyskach, które są chyba najtrudniejszą imprezą sportową na świecie? - To zdecydowanie najtrudniejsza impreza sportowa świata. Na pewno zupełnie inna od reszty. Przytłoczyła cię trochę? - W sumie tak. Trudno jest mi jednak na to patrzeć z perspektywy moich startów, bo one były takie, jakie były i przez to jest mi trudno znaleźć jakieś pozytywy z tych igrzysk. Trochę miałem jednak racji w tym moim nieszczęsnym wywiadzie udzielanym w emocjach. Na pewno nie byłem przygotowana na ogarnianie tego wszystkiego. Kiedy jesteśmy na mistrzostwach świata czy Europy, to cała uwaga jest wówczas skupiona na nas. Na igrzyskach, z racji tego, że jest wiele dyscyplin, to trzeba wiele spraw ogarniać samemu. To zupełnie inaczej wygląda, niż na naszych zawodach. I to też mogło mieć wpływ na mój wynik. A z jakimi celami jechałeś na te igrzyska? Realna była walka o medale? - Moja życiówka dawałaby mi piąte miejsce w finale, a to znaczy, że walka o medale była w moim zasięgu. Jechałem tam po to, by dać z siebie wszystko i walczyć o jak najwyższą lokatę. To był mój debiut na igrzyskach, więc nie wiedziałem jednak, czego się spodziewać. One rządzą się swoimi prawami. Wielu sportowców na swoich pierwszych igrzyskach nie osiągało wielkich wyników. Zebrałem jednak cenne doświadczenie. I z tego jestem zadowolony. Na pewno chciałem bić życiówki w tych igrzyskach. W ubiegłym roku w Fukuoce byłeś szósty w finale na 100 metrów stylem grzbietowym. Tam pokazałeś, że możesz pływać nawet w granicach rekordu świata. - Tam miałem przebłysk, choć nie wytrzymałem tempa na rekord świata. Wykonaliśmy od tego czasu masę roboty. W Paryżu na igrzyskach rano popłynąłem bardzo szybko, jak na eliminacje. Najszybciej w życiu - 53,0 sek. Po południu jednak ten wynik był gorszy. Niestety nie była taka regeneracja, jaka powinna być między tymi startami. Miałem pod ręką telefon i teraz tego bardzo żałuję, bo to wyssało ze mnie dużo energii. Całą ta otoczka, że wygrałem swoją serię eliminacyjną i do półfinału wszedłem z piątym czasem, to na pewno też nie pomagało. Do tego doszły warunki, jakie zapewnili nam organizatorzy. Autobusem, w którym nie było klimatyzacji, jechaliśmy prawie 40 minut do wioski olimpijskiej. Mam nawet taki filmik z Kacprem Stokowskim, jak po takiej przejażdżce wychodzę cały mokry z autobusu. I choćby przez to regeneracja była trochę zakłócona. Debiutowałeś w igrzyskach w wieku 19 lat. I pewnie przekonałeś się, jak trudne jest bycie olimpijczykiem w Polsce. Zderzyłeś się z ciągłymi atakami frustratów? - Przyznam, że bardzo to odczułem. Zwłaszcza po tym wywiadzie, który był w naprawdę gigantycznych emocjach. Sens wypowiedzi był w nim dobry, ale przez emocje nie mogłem przekazać tego w dobry sposób. I to było pierwsze zderzenie. Wielu polskich kibiców wysyłało do mnie "ciepłe" słowa. Wiele osób czepiało się też mojego wyjścia na start. Mieli mi za złe, że miałem ręce w kieszeniach. Traktowali to jako brak szacunku dla kibiców. Każdy z nas ma jednak pewną rutynę przedstartową i tak wychodzę na start, odkąd pamiętam. To weszło mi w nawyk. Przed startem nawet nie myślałem, że może to zostać tak odebrane. Szedłem automatycznie na start. Byłem w swoim świecie i nie myślałem o tym, by coś zmieniać. Po występie na 100 m "grzbietem" nie spałem do trzeciej-czwartej nad ranem. Tak wielkie były emocje. Nie wiem zatem, w jakiej byłem dyspozycji na 200 m. Mogę też powiedzieć, że jednak nie wszyscy mają równe warunki na igrzyskach. Jak to? - Są drużyny, które mają swoje sposoby na regenerację. Niektórzy dzień przed startem wysyłają zawodników na noc do hotelu, by mogli siedzieć spokojnie w klimatyzacji. W naszym apartamencie też był klimatyzator, ale mieliśmy dwupoziomowe mieszkanie i trochę ciężko było całe ochłodzić. Amerykanie, jak widziałem, byli przygotowani na ten upał. Jeśli ktoś mi mówi, że wszyscy mieli takie same warunki, to niestety nie jest to prawda. Na koncie masz już dziesiątki medali z wielu imprez, w tym tych największych. To talent, czy wielka praca? - Myślę, że to mikst talentu i ciężkiej pracy. Na pewno mam jakiś talent, bo już mój pierwszy trener mówił o tym, że mam potencjał. Gdyby jednak nie moja ciężka praca, to tych osiągnięć na pewno by nie było. Od dziecka pływałeś? - Nie. Uprawiałem przez jakiś czas karate. Nie mam jednak tak bojowego usposobienia. Nie wyszło mi z karate, więc rodzice wysłali mnie na basen, bo rodzeństwo chodziło do szkółki pływackiej. I tak się zaczęło. Raz już przymierzał się do USA, ale zerwał umowę. Teraz sam zadzwonił do legendarnego trenera W 2022 roku miałeś propozycję wyjazdu do USA. Potem przyszły wspaniałe dla ciebie mistrzostwach świata juniorów. Z Limy wróciłeś z sześcioma medalami w tym z czterema złotymi. Czemu wówczas nie zdecydowałeś się na wyjazd? - Byłem już po słowie. Byliśmy dogadani. Miałem lecieć do USA, ale po mistrzostwach świata juniorów zerwałem naszą ustną umowę. To był dla mnie niesamowity rok. Zrobiłem wówczas życiówkę na 100 m "grzbietem" i do tego zdobyłem medal mistrzostw świata seniorów. Stwierdziłem wówczas, że nie potrzebuję wyjazdu, by być na tym poziomie. Teraz zmieniłeś zdanie. - Tak. Po igrzyskach stwierdziłem, że co mi szkodzi spróbować. Mam możliwość treningu z byłym trenerem Michaela Phelpsa, który obecnie prowadzi Leona Marchanda i Huberta Kosa. Razem z trenerem Pawłem Wołkowem zastanawialiśmy się, co oni takiego robią, że mają tyle medali. Sam skontaktowałeś się z uczelnią? - Napisałem do Huberta Kosa, czy miałbym szansę treningów z Bobem Bowmanem. Odpisał, że jasne. Dał mi numer to trenera. Skontaktowałem się z nim i od tego momentu sam trener przejął pałeczkę w dalszych rozmowach i zaangażował się w sprowadzenie mnie. Jest ekscytacja, że będziesz pracował z takim fachowcem? Dla ciebie to olbrzymia szansa. - Oczywiście. Sama możliwość trenowanie z takimi gwiazdami w jednej drużynie, to już jest coś niesamowitego. To na pewno popchnie mnie do przodu. Nie mówię, że teraz jest źle, ale może być jeszcze lepiej. Trener Wołkow nie miał nic przeciwko temu? - Nie miał nic przeciwko, choć oczywiście był trochę smutny, że wyjadę. Mamy bowiem bardzo dobrą relację. Razem trenujemy od pięciu lat. Na pewno będzie mi go brakowało, ale zostajemy w kontakcie. Jest też plan, by on też czasami przyjeżdżał do Teksasu, by zobaczyć, jak to wygląda i przekazać trenerowi Bowmanowi informacje na mój temat. Zdecydowanie zatem ta współpraca nie jest skończona. Dla trenera będzie też okazja, by poznać trochę tego pływackiego świata poza Polską. Bywali polscy pływacy, którzy Stany Zjednoczone wessały i nie potrafili wycisnąć wszystkiego z takiego wyjazdu. Nie masz takich obaw? - Większość osób, kiedy leci do USA, to bardziej nastawia się na dyplom na uczelni. U mnie na pierwszym planie jest jednak pływanie. To jest cel mojego wyjazdu. Jeżeli zauważę, że coś jest nie tak, to będę na to reagował. Nie mam jednak obaw. Bardzo dobrze siebie znam. W moim życiu pływanie jest priorytetem i nie chcę tego zepsuć. Za cztery lata w Los Angeles zobaczymy zatem zupełnie innego zawodnika? - Taki jest plan, bym był jeszcze lepszy. Na pewno moim celem w karierze jest zdobycie medali olimpijskich. Do tego dążę. Kiedy rozmawiałem z trenerem Bowmanem, to już na pierwszym spotkaniu określiliśmy, że celem dla mnie są igrzyska w LA. I pod te igrzyska będziemy trenować. W Paryżu miałeś dość pływania, ale pewnie wróciłeś do wody? Wróciła też radość z tego, co robisz? - Od miesiąca jestem już w basenie i pływam. Jest radość, ale też inne nastawienie. Patrzę na to wszystko z innej perspektywy, bo po igrzyskach miałem wiele czasu do namysłu. Miałem praktycznie miesiąc przerwy, ale wrócił głód pływania. Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Interia Sport