Olgierd Kwiatkowski, Interia: Podobno był pan już trenerem reprezentacji Malezji w pływaniu? Bartosz Kizierowski, były pływak, obecnie trener: - Przed tygodniem obudziłem się przyjmując gratulacje za podjęcie pracy z federacją malezyjską. Tego samego dnia dostałem umowę, a w malezyjskich mediach ukazała się informacja o moim zatrudnieniu. Otrzymałem nawet link do programu telewizyjnego, w którym powiedziano, że jestem trenerem. Dla mnie to była bardzo niewygodna sytuacja. Musiałem wszystko odwracać, nigdy bowiem nie podpisałem umowy. Skąd się wzięło to zamieszanie? - Od września prowadziłem rozmowy, ale federacja malezyjska się pośpieszyła, informując o zawarciu umowy. A jak doszło do tego, że wpłynęła do pana propozycja z tak "egzotycznej" federacji? - Zostałem polecony przez znajomych trenerów, których mam na całym świecie. Wiele osób widziało i ceniło moją pracę. Ostatecznie to sama federacja zwróciła się do mnie. Kiedyś, jeszcze jako pływak, odmówił pan reprezentacji Kataru. Otrzymał pan za to nagrodę Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Czy to kolejny z pana strony patriotyczny gest? - Wtedy wiązało się to z zrzeczeniem się polskiego obywatelstwa. Musiałbym zostać Katarczykiem, by reprezentować ten kraj. By odrzucić złożoną wtedy ofertę nie potrzebowałem wielu godzin, kilku dni, ale kilka minut. Tutaj wypełniłem dokumenty, wysłałem papiery, miałem konkrety. To zupełnie inaczej wygląda. Od dziesięciu lat trenuję zawodników, głównie spoza Polski, pracuję za granicą. Podjęcie negocjacji z malezyjską federacją nie kłóciło się z moją moralnością i etyką obywatelską. Ale przyznam, że jednym z powodów dlaczego odrzuciłem ofertę z Malezji była możliwość współpracy z polskimi zawodnikami. Występuje więc akcent patriotyczny. Niemniej, gdyby takiej możliwości nie było, pracowałbym w Azji. Startował pan w konkursie na trenera polskiej kadry pływackiej. Czuje pan żal, że Polski Związek Pływacki pana nie wybrał? - Nie wiem, z jakich przyczyn nie zostałem wybrany, ale to był konkurs i można w nim wygrać, można przegrać. Nie zniechęciło mnie to. Bardzo chcę pracować z polskimi zawodnikami. Poza strukturami związku? - Tak, zupełnie niezależnie, ale nie przeciwko. Widzimy, że jest wiele rzeczy, które można zrobić dla polskiego pływania, a których się do tej pory nie robiło. Włączyłem się w działania projektu SWIM2024. Jest to program, który istnieje od wielu lat. Wraz z Bartoszem Staneckim i Łukaszem Drynkowskim pragniemy pomóc polskiemu pływaniu od innej strony, bardziej naukowej. Mamy dostęp do najnowszych informacji naukowych z zakresu biomechaniki, fizjologii, diety. Chcemy z nimi dotrzeć do młodych polskich pływaków trenujących z myślą o igrzyskach w Paryżu w 2024 r. Pan pływał w "złotych czasach polskiego pływania" w pierwszej dekadzie XXI wieku, kiedy polscy zawodnicy zdobywali medale na igrzyskach olimpijskich, na mistrzostwach świata. Teraz nastąpiła posucha. Co się stało z tą dyscypliną w Polsce? - Był moment że mieliśmy wielu utalentowanych zawodników - Otylię Jędrzejczak, Pawła Korzeniowskiego, można by wymienić jeszcze parę nazwisk. To nie była tylko kwestia talentu, ale pracy, jaką włożyli w ich rozwój trenerzy. Tendencje w sporcie się zmieniają i pewne rzeczy nie docierają do Polski tak szybko, jak powinny. Mamy wyniki podobne jak kilka lat temu, ale problem w tym, że te wyniki nie dają tych samych miejsc, co kiedyś. Trzeba pływać szybciej, by wrócić do złotych lat polskiego pływania. Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski