Po dwóch starciach w Tychach, obie drużyny mają na koncie po jednym zwycięstwie, a to oznacza, że bez względu na wyniki dwóch najbliższych spotkań w Krakowie (wtorek i środa o godz. 20), czeka nas piąty mecz w Wielki Piątek. Oba zespoły mają takie same szanse, aby uchronić się przed grą w drugi dzień świąt, ale wygranie trzech meczów z rzędu może okazać się niemożliwe. Swoją drogą warszawskiej centrali należy się solidna pokuta za opracowanie kalendarza finałów. Absolutnie nic nie stałoby się, gdyby piąty mecz został zaplanowany na inny dzień niż Wielki Piątek - jedno z najważniejszych świąt w Kalendarzu Chrześcijańskim obchodzone na pamiątkę śmierci Jezusa. Przecież to tradycyjnie dzień żałoby, skupienia i zadumy. Jak w taki dzień dopingować zespół, jak świętować zdobycie mistrzostwa Polski? W kalendarzu Orange Ekstraklasy można było znaleźć inne terminy, w PLH nie. I dla jasności: zgrupowanie kadry przed zbliżającymi się mistrzostwami świata nie jest tu żadnym wytłumaczeniem. W pierwszym meczu krakowianie nie dali żadnych szans rywalom, w pierwszej tercji drugiego też sprawiali lepsze wrażenie, ale później inicjatywę przejęli tyszanie. Trudno jednoznacznie ocenić czy to zmęczenie czy zdecydowanie lepsza gra tyszan w destrukcji. Inna sprawa, że wyśmienicie bronił Arkadiusz Sobecki. "Pasy" raczej nie powinny liczyć na to, że w finałach powtórzy mu się tak słabe spotkanie, jak w miniony piątek w Tychach. Zwycięstwo na wyjeździe może sugerować, że to akcje "Pasów" poszły w górę, ale, że to tylko teoria, najlepiej świadczy fakt, że krakowianie wygrali z GKS-em w tym sezonie tylko dwa mecze i oba w Tychach. Pierwsze spotkania finałowe potwierdziły, że oba zespoły prezentują podobny poziom i w ciągu 24 godzin sytuacja na lodzie może całkowicie się zmienić. Jedno zostanie bez zmian - znów będą trzeszczeć bandy. Finał ComArch Cracovia - GKS Tychy (godz. 20) "Mały finał" Wojas Podhale Nowy Targ - Zagłębie Sosnowiec (godz. 18)