Po czterech meczach jest remis 2-2. Tyszanie dwukrotnie wyrównywali stan rywalizacji, a dzisiaj staną przed szansą wyjścia na prowadzenie. Czy wykorzystają atut własnego lodu? - Wyniki pokazują, że tak naprawdę to nie ma znaczenia czy gramy u siebie czy na wyjeździe - przyznał tuż po czwartym meczu w Krakowie Adrian Parzyszek, kapitan GKS-u i jednocześnie bohater tamtego spotkania. W 4. minucie dogrywki "urwał się" obrońcom, przedarł pod bramkę Rafała Radziszewskiego i zdobył "złotego gola". Trudno znaleźć gorszy termin na rozgrywanie meczów niż Wielki Piątek. Ale skoro PZHL zafundował nam hokejowe emocje w takim dniu, zawodnicy muszą zapomnieć o świętach i zrobić wszystko, by zachować koncentrację. Wszystkie starcia, z wyjątkiem pierwszego, były bardzo wyrównane, a w takich sytuacjach decydujące znaczenie często mają indywidualne błędy, wynikające z dekoncentracji. Właśnie tak było przed dwoma dniami w Krakowie. Trener "Pasów" Rudolf Rohaczek liczy, że tym razem to rywale popełnią jeden błąd więcej. Drugim jego zmartwieniem jest słaba skuteczność. Jego zawodnicy zdecydowanie częściej strzelają niż Ślązacy, ale mają duże problemy z pokonaniem Arkadiusza Sobeckiego. Dzisiejszy mecz może mieć przełomowe znaczenie, bo walka wkracza w decydującą fazę. W poniedziałek rozegrany zostanie ostatni w tym sezonie ligowy mecz w Krakowie (godz. 15), a jeśli i po nim będzie remis, to nowego mistrza Polski poznamy w środę w Tychach.