Rajd zakończony golem popularnego "Stera" w 64. min zakończył spotkanie na niespełna dwie minuty przed planowanymi rzutami karnymi. O takiej sytuacji w hokeju mówi się "nagła śmierć" drużyny, która straciła gola w dogrywce. INTERIA.PL: Podobno do tej pory Twoja forma nie była najwyższa, a tu wychodzi Ci mecz z dotychczasowym liderem. W starciu z byłym zespołem chciałeś się szczególnie dobrze pokazać? Piotr Sarnik, napastnik GKS-u Tychy: Zgadza się. Zależało mi na tym, aby dobrze wypaść w tym meczu. Z drugiej strony jednak lepiej się gra, gdy się jest na luzie. Może dlatego początek miałem zbyt nerwowy. Później opanowałem emocje i grało się dużo lepiej. Do tego stopnia, że najważniejszego gola strzeliłeś w pojedynkę! - Zobaczyłem, że obrońcy Cracovii pozostawili mi sporo miejsca, to "depnąłem" ile sił w nogach. Przed samą bramką rywale osaczali mnie już, dlatego oddałem taki typowy strzał rozpaczy. Na szczęście krążek wpadł do siatki między nogami Rafała Radziszewskiego. Macie w klubie spory potencjał. Nie przypadkowo zostaliście liderem. - Nie ważne, że teraz objęliśmy fotel lidera ekstraklasy. Dla mnie liczy się jedno - zdobycie mistrzostwa Polski. Sezon jest długi i ciężki. Lód wszystko zweryfikuje. Real Madryt też ma mocny skład, a nie zawsze wygrywa. Rozmawiał: Michał Białoński, INTERIA.PL