Podhale nie mogło się wdać w otwartą wymianę ciosów z silniejszym kadrowo przeciwnikiem. Uprawiało coś w rodzaju hokejowej partyzantki. Przyczaiło się w lesie (czytaj: pod bramką "Wiedźmina") i polowało na każdy moment uśpienia faworyzowanego rywala. A to urwał się spod krycia Maksym Kondraszow, a to slalom urządził sobie Jarosław Różański, czy wreszcie mistrz dryblingu Elvijs Bezais, który puścił krążek między nogami, by wyjść na dobrą pozycję. Wszyscy wymieni nie zdołali pokonać Johna Murraya, który już lata temu, nie bez kozery zyskał przydomek "Jasiu Murarz". GKS oczywiście nie pozwalał nudzić się Odrobnemu. Gra toczyła się głównie pod jego bramką, a do wykazania się największym kunsztem reprezentacyjnego bramkarza "Szarotek" zmusił zwłaszcza Filip Komorski "bombą" z najbliższej odległości, po której "Wiedźmin" złapał krążek w raka. W II tercji "Szarotki" wykorzystały pierwszy okres gry w przewadze liczebnej. Elvijs Bezais uderzył z pierwszego krążka na bramkę, Murray odbił "gumę" pechowo dla siebie, bo wprost pod nogi czyhającego pod bramką Marcina Kolusza, który dopełnił formalności. Później wydawało się, że najlepsza drużyna po części zasadniczej sezonu musi odrobić straty, gdyż grała w pięciu na trzech przez 93 sekundy. Zamiast jednak bramki na 1-1 mieliśmy obrazki takie, jak Filip Komorski trzymający się z niedowierzaniem za głowę, po tym jak "Wiedźmin" złapał kolejną jego "petardę" oddaną z dwóch metrów. Tymczasem po faulu Kamila Górnego Podhale rozegrało popisowo zamek. Siergiej Ogorodnikow podał do Bezaisa, a ten nastrzelił w kierunku bramki, gdzie Maciej Sulka, niczym krykiecista, uderzył krążek w powietrzu, aż ten zadzwonił odbijając się od poprzeczki i wpadł do bramki. Ależ to była piękna bramka! Przegrywając 0-2 GKS rzucił wszystko na jedną szalę i porwał się do huraganowych ataków. Odrobny zwijał się jak w ukropie. W końcówce II odsłony, przypadkowym zagraniem wysokim kijem Krzysztof Zapała zranił Adama Bagińskiego i musiał na cztery minuty odwiedzić boks kar. "Szarotki" przetrwały tę przewagę, w sporej mierze dzięki świetnym interwencjom Odrobnego, który był jak skała, ale w kolejnej, Michael Cichy zdobył kontaktowe trafienie strzałem z bliska do pustej bramki. Krążek trafił do niego po tym, jak ześlizgnął się z kija Krzysztofowi Zapale, który ofiarną interwencją próbował wybić z bekhendu. GKS zasłużył na tego gola i dążył do zdobycia kolejnych. Jednak nadział się na kontrę pierwszej formacji "Szarotek". Marcin Kolusz idealnie obsłużył Bezaisa, ten podał do Ogorodnikowa, który z bliska podwyższył na 3-1. Za moment jednak sędzia Tomasz Radzik dopatrzył się faulu Tomasika i Górale znowu byli w opałach. Jonas Huovinen wyczekał i uderzeniem z lewej strony, z nadgarstka zaskoczył Przemysława. Trener Podhala Andirej Parionow poprosił o czas. Po nim "Szarotki" zdołały otrząsnąć się z dominacji tyszan i zaczęły częściej kontratakować. Mistrzowsko była w tym usposobiona pierwsza formacja Górali. Ogorodnikow wypuścił do boju Bezaisa, a ten przymierzył idealnie nad odbijaczką Murraya i nowotarżanie mieli znowu bezpieczną, dwubramkową przewagę na pięć i pół minuty przed końcem III tercji. Radość Górali po tym golu była tak duża, że siedzący obok nas były hokeista "Szarotek" Sebastian Łabuz aż wyskoczył na pulpit dziennikarski, a nie należy do wagi muszej ani piórkowej. Pulpit cudem wytrzymał. Pięć minut w hokeju to szmat czasu, lecz później gościom utrudnił zadanie Mateusz Bryk, popełniając faul w tercji ataku. Gdy opuścił boks kar, do końca brakowało już tylko 80 sekund. Wycofanie Murraya dało efekt odwrotny w stosunku do zamierzonego. Dmitrij Samarin z połowy lodowiska trafił do pustej bramki. Spotkanie obejrzało 2,5 tys. kibiców Podhala i kilkudziesięcioosobowa grupa fanów GKS-u. Było normalnie, bez chamstwa i zaczepek. W opinii trenerów: Andriej Gusow (GKS Tychy): - Mecz był bardzo dobry, spodobał mi się, było dużo emocji, obie drużyny grały na dobrych szybkościach, prezentowały twardy hokej. Rywal rozpoczął bardzo dobrze, strzelił dwa gole w przewagach. Goniliśmy wynik, ale w trzeciej tercji popełniliśmy dwa dziecinne błędy. Straty krążka na niebieskiej linii, to hokejowe przedszkole. Podhale to wykorzystało. My też mieliśmy dużo okazji, ale bramkarz Podhala był górą. Jutro nowy dzień, nowy mecz, musimy się skoncentrować. - Mateusz Gościński robi postępy, to jego pierwszy sezon na takim poziomie. Nie miał zbyt wiele czasu na grę w play offie, ale wcześniej grał z Jarkiem Rzeszutką i Adamem Bagińskim. Koledzy pomagają mu jak mogą. Musi być młodzież w drużynie, jeszcze za wcześnie, by wymagać od Matusza więcej. - To prawda, że ważnym momentem było nasze 90 sekund gry w przewadze pięciu na trzech, gdy nie potrafiliśmy pokonać Odrobnego. Ja nie wiem, czy ciężko go pokonać, bo jeszcze mu nie próbowałem strzelić. Codziennie mówię i pokazuję na wideo mojej drużynie, jak pan hokeista Kolusz pracuje przed bramkarzem i na bramkarzu. Marnujemy takie przewagi, czasami przez emocje, czasami brakuje mądrości, a czasem w kluczowym momencie zdrowia, bo chłopcy gonią i gonią, zamiast czasem stać i czekać, aż krążek przeleci. Andriej Parfionow (TatrySki Podhala): - Jesteśmy bardzo zadowoleni. Nie ukrywam, że bardzo chcieliśmy wygrać. Wystarczyło spojrzeć na atmosferę w szatni - tworzyliśmy zespół. W boksie nie trzeba było wiele tłumaczyć, drużyna świetnie funkcjonowała. Chciałem podziękować zawodnikom za to, co zrobili. Jutro jeszcze ważniejszy mecz przed nami. Skąd taka szybka regeneracja po maratonie z JKH i dwóch porażkach w Tychach? W domu mamy jeszcze jednego zawodnika. Grając przed swoimi kibicami, rodzinami chłopcy starali się na 150 procent i to dodawało sił. My nie robiliśmy żadnych cudów na treningach, krótkie rozjazdy i tyle. Półfinał mistrzostw Polski: TatrySki Podhale - GKS Tychy 5-2 (0-0, 2-0, 3-2) Bramki: 1-0 Marcin Kolusz (24.54 Biezais, Samarin w przewadze), 2-0 Maciej Sulka (30.38 Biezais, Ogorodnikow w przewadze), 2-1 Michael Cichy (44.25 Komorski w przewadze), 3-1 Siergiej Ogorodnikow (47.13), 3-2 Jonas Huovinen (49.40 Rzeszutko, Bagiński w przewadze), 4-2 Elvijs Bezais (54.36 Ogorodnikow), 5-2 Dmitrij Samarin (59.30 do pustej bramki). TatrySki Podhale: Odrobny - Sulka, Samarin, Kolusz, Ogorodnikow, Biezais - Jaśkiewicz, Tomasik (4), M. Michalski, Zapała (4), Różański (2) - K. Kapica, Pichnarczik, Siuty, Neupauer (2), Wielkiewicz - Wojdyła (2), Mrugała, Kondraszow, Podlipni. GKS Tychy: Murray - Ciura, Pociecha, Bepierszcz, Galant, Witecki (2) - Bryk (2), Górny (2), Gościński, Rzeszutko, Bagiński - Kotlorz, Huovinen, Klimenko, Cichy, Szczechura - Kolarz, Jachym, Jeziorski (2), Komorski, Kogut. Sędziowali: Tomasz Radzik z Krynicy i Włodzimierz Marczuk z Torunia. Kary 14 oraz 8 min. Widzów: 2,5 tys. Stan play-off do czterech zwycięstw: 2-1 dla GKS-u Tychy. Czwarty mecz jutro o godz. 18 w Nowym Targu. Z Nowego Targu Michał Białoński