Nowotarżanie rewelacyjnie rozpoczęli turniej od koncertowej gry z silną drużyną z Kazachstanu. Zwycięstwo 5:2 było ogromnym sukcesem. W drugim dniu turnieju było już gorzej. Wprawdzie wygrali z mistrzem Rumunii, ale dopiero po serii rzutów karnych. O awansie decydować miał ostatni mecz turnieju z Junostem Mińsk, który już wcześniej stracił szanse na awans. - Powiem szczerze, że w szatni była mowa o tym, że skoro już odpadli, to mogą trochę odpuścić, ale okazało się, że nie mieli takiego zamiaru - relacjonował Martin Voznik. - Tak nas przycisnęli na początku, że ja, choć mam na swoim koncie już trochę meczów, nie przypominam sobie czegoś podobnego. Nawet na kadrze! W sumie można się tego było spodziewać, bo musieli być nieźle wkurzeni tym, że stracili szanse na awans. Przecież przed rokiem wygrali cały Puchar Kontynentalny i teraz mieli plany, żeby go obronić. Wiedząc, jak hokej traktuje prezydent Białorusi Łukaszenko, można się domyślać, że był jakiś telefon z Mińska i mieli przykazane, żeby grać do końca. No i w pierwszych minutach pokazali nam, gdzie jest nasze miejsce. To był szok! Dopiero później otrząsnęliśmy się i podjęliśmy walkę. Szansa na pokonanie silniejszego przeciwnika zawsze jest, ale nie ma co ukrywać, polskiemu hokejowi daleko do wschodniej szkoły. - Przepaść na pewno jest pod względem przygotowania fizycznego - przekonuje Martin Voznik. - Byłem w Rosji na obozie przedsezonowym, więc dobrze wiem. No, a jak nogi szybko jeżdżą, to i głowa ma więcej czasu na myślenie. Poza tym w Polsce jest dwustu hokeistów, z czego około trzydziestu do gry w kadrze, a tam konkurencja jest ogromna. Dlatego mają o wiele większą motywację. Jak ktoś się tam decyduje, że zostanie hokeistą, to wszystko podporządkowuje temu celowi, bo liczy, że to odmieni jego życie. - Nam najbardziej zabrakło doświadczenia - ocenił napastnik "Szarotek". - Gramy za mało meczów o wysoką stawkę i za mało spotkań z tak silnymi rywalami. To nie tylko nasz problem, ale i kadry. Bo jak zawodnik nie rozegra przynajmniej tych dwudziestu spotkań o coś, to później trudno od niego wymagać, żeby stanął na wysokości zadania w decydującym meczu mistrzostw świata. Mając w pamięci świetny mecz z Kazachami, hokeistom Podhala nie będzie łatwo pogodzić się z tym, że są za burtą Pucharu Kontynentalnego. Mają czas do środy, bo o godz. 18 podejmować będą w zaległym meczu ligowym Zagłębie Sosnowiec. To samo Zagłębie, które zdemolowało ich w ostatnich minutach meczu pierwszej rundy. Nowotarżanie prowadzili już 6:2, a mimo to przegrali 6:7. W środę będą więc mieli sporo do udowodnienia. Martin Voznik doskonale pamięta tamto spotkanie. - Przez 50 minut nie istnieli, a później stało się coś, czego nikt z nas nie jest w stanie wytłumaczyć. Po prostu taki jest hokej. Sosnowiczanie przyjadą do Nowego Targu walczyć o zwycięstwo. W niedzielę pokonali w Tychach lidera, potwierdzając, że są na fali. - Nie wierzę w to, że Zagłębie zdobędzie u nas choćby punkt - zapewnia Voznik. - Podhale jest mocne i rywalom będzie trudno cokolwiek u nas ugrać.