Tu znajdziesz cały wywiad z Milanem Janczuszką Ewentualna liga polsko-słowacka, bądź jak proponuje Milan Janczuszka - liga środkowoeuropejska, mogłaby być ratunkiem dla najlepszych klubów Polskiej Ligi Hokejowej, której poziom podupada z roku na rok. Przekonał się o tym mistrz Polski Ciarko KH Sanok, który w Pucharze Kontynentalnym przegrał trzy mecze z europejskimi przeciętniakami. Drużyny takie jak Sanok, Cracovia, KH Jastrzębie, czy GKS Tychy w polskiej ekstraklasie niczego się nie nauczą. Mogą tylko dalej tonąć w szarzyźnie. Co sądzicie o międzynarodowej lidze z udziałem polskich drużyn? Zapraszam do dyskusji pod tekstem. Kony uważa: "Na dzień dzisiejszy odstajemy od wszystkich wymienionych nacji na łeb w hokeju..... Pomysł fajny, myślę że zostałyby wtedy tylko te nasze kluby które na to stać, wiąże się więc to z redukcją ligi.....Poziom byłby wyższy, tyle że nasze czołowe ekipy raczej gościłyby w dolnych rejonach tabeli...". Drogi Kony, na początku, w pierwszym sezonie pewnie bylibyśmy z tyłu, ale później być może byśmy się podciągnęli dzięki kontaktom z lepszymi. A co do redukcji ligi? Ją i tak życie redukuje. Trzy-cztery najlepsze zespoły niech grają w międzynarodowej lidze, a wszystkie pozostałe ekipy w naszej polskiej, bez podziału na ekstraklasę i I ligę! Przed sezonem głośno było o tym, że hokejową ligę Słowacji dotknął kryzys. W niedzielę postanowiłem sprawdzić go naocznie i porównać poziom tamtejszej extraligi do tego, co się dzieje w Polskiej Lidze Hokejowej. Do Popradu, na mecz tamtejszego HC (do niedzieli szósty w lidze) z dziewiątym HC Martin wybrałem się wyzbyty kompleksów, po świetnym meczu w naszej lidze Comarch/Cracovia - KH Ciarko Sanok (2-3). Co się okazało? Pod względem organizacji widowiska nadal bierzemy w łeb. Można to jednak zrzuć na karb tego, że w Popradzie działa jeszcze sporo rozwiązań, które są schedą po występującej w ubiegłym sezonie w lidze KHL drużynie Lev Poprad. Przemyślana oprawa świetlna i muzyczna, gigantyczny telebim z powtórkami najciekawszych akcji i multimedialną prezentacją strzelców bramek, osiem VIP-owskich skyboksów - to zjawiska niespotykane na żadnym lodowisku w PLH. Bardziej zaskoczył mnie fakt, że przeciętne drużyny słowackie poziomem wciąż przewyższają nawet nasze eksportowe ekipy. Szybkość i styl jazdy, technika operowania kijem, taktyka, sprawność obrońców - tymi elementami hokejowego rzemiosła ligowcy ze Słowacji wciąż nas deklasują. A mówi się, że przeżywają kryzys w extralidze, bo i najlepszy, a zarazem najpopularniejszy zespół ostatnich lat - Slovan Bratysława gra tylko w KHL, poza tym liderzy kilku drużyn wyjechali za chlebem do innych lig, nawet do Rumunii, gdzie hokeistom zaczynając lepiej płacić! - To prawda, mamy około trzystu hokeistów w ligach zagranicznych, ale jak widzicie talentów wciąż nam nie brakuje - cieszy się znany z polskiej ligi (Podhale i Ciarko KH Sanok) trener Popradu Milan Janczuszka, z którym rozmawialiśmy po niedzielnym zwycięstwie nad HC Martin 5-2. Klub ze stolicy słowackich Tatr przegrywał u siebie 0-1, ale w ciągu 43 sekund I tercji strzelił aż trzy gole i ostatecznie wygrał 5-2. Spotkanie dotychczasowej szóstej drużyny z dziewiątą obfitowało w wiele ciekawych akcji. Do PLH warto by importować wszystkich obrońców obu ekip, a także pomysłowe rozgrywanie "zamka", jakie prezentują "Kozice Górskie" z Popradu. Milan Janczuszka został wezwany do Popradu niewiele ponad tydzień temu, by ratować przegrywającą seriami drużynę. Zastąpił Jozefa Szkraka, przy którym drużyna w 25 meczach zdobyła tylko 35 punktów (1.4 pkt na mecz) i groziło jej, iż nie zakwalifikuje się do play-offu. W czterech spotkaniach pod Janczuszką Poprad wywalczył siedem "oczek" (1.75 pkt na mecz) i awansował na piątą pozycję w tabeli. Szczególnie cenny był punkt zdobyty na lodzie wicelidera Nitry, gdzie ekipa Milana przegrała dopiero po rzutach karnych 1-2 ze słynnym graczem klubów NHL i KHL Jozefem Stumpelem i spółką. Niewiele brakowało, a Janczuszka nie dojechałby do Popradu. Zanim dostał propozycję od tego klubu, kusiła go Aksam/Unia Oświęcim, ostatecznie strony nie doszły jednak do porozumienia. Bez względu na to, o jak wielkim kryzysie słowackiego hokeja będzie się mówiło, dla nas jeszcze długo pozostanie on niedoścignionym wzorem. Taki wniosek uderza nawet wtedy, gdy obserwuje się ośmiolatków podających krążek uczestnikom konkursu na celność (w przerwie między tercjami trzeba trafić z połowy lodowiska w punkt umieszczony w bramce). "Ci chłopcy musieli urodzić się na łyżwach. W każdym ich ruchu widać, że to ich naturalne środowisko" - myślisz sobie obserwując jazdę żaków Popradu. Sędziowanie? U nas często jest piętą Achillesową. Z przyjemnością obserwowałem pracę słowackich arbitrów Lauffa oraz braci M. i P. Korbów. W PLH często obserwuję zjawisko lekkiego, bądź czasem nachalnego faworyzowania gospodarzy. W Popradzie gwizdało się niemal perfekcyjnie, a nawet miejscowi mogli czuć się delikatnie pokrzywdzeni. Ich zawodnika za wystrzelenie krążka za bandę sędzia odesłał do boksu kar natychmiast, a w III tercji za to samo przewinienie oszczędził hokeistę Martina. Arbiter tłumaczył, że zawodnik gości wyrzucił "gumę" na wysokości boksów, a to jest dozwolone. Tymczasem z mojego miejsca widać było wyraźnie, że krążek wyleciał jednak nad wysoką pleksą, z metr obok ławki drużyny Martina. Do ciekawego wydarzenia doszło w końcówce meczu, gdy atakujący w przewadze Poprad strzelił gola w momencie, gdy sędzia sygnalizował kolejną karę dla gości. Sytuacja rzadka na naszych taflach, gdyż w Polsce przyjęło się, iż lepiej od razu oddać krążek rywalowi, by dłużej grać w podwójnej przewadze. Ekipa Janczuszki postanowiła jednak atakować w sześciu na czterech i to się jej opłaciło - Vandas strzelił na 5-2. Powstał spór o to, którą karę powinni anulować sędziowie. Ekipa Martina domagała się, by tę, która była właśnie sygnalizowana. Tymczasem sędzia Lauff pozwolił na powrót do gry ukaranemu znacznie wcześniej hokeiście Martina (do końca kary zostawało mu tylko 25 sekund). Sprawdziłem w przepisach. Sędzia miał rację. Oto punkt "d" paragrafu 514 "Przepisów gry w hokeja na lodzie": " Jeśli, po podniesieniu ręki przez sędziego sygnalizującym nałożenie kary, drużyna która nie faulowała zdobywa bramkę, zostanie ona uznana i nie nakłada się pierwszej kary mniejszej. Wszystkie pozostałe kary będą nałożone. Jeśli drużyna która popełniła przewinienie jest już w osłabieniu, nałożona wcześniej kara mniejsza lub kara mniejsza techniczna zostanie anulowana, natomiast wszystkie pozostałe kary sygnalizowane zostaną nałożone w normalny sposób". Jak widać, warto czasem wybrać się do naszych południowych sąsiadów po naukę. Michał Białoński, korespondencja z Popradu