Unici przechodzili ostatnio ciężki okres. Mieli problemy w defensywie, łapali głupie kary, a rywale sprytnie to wykorzystywali. Na słabszy dzień oświęcimian trafiło ostatnio Zagłębie Sosnowiec, które wypunktowało "Biało-niebieskich", wygrywając 8-3. W zeszłą niedzielę podopieczni Josefa Dobosza przegrali przy Siedleckiego z Cracovią 5-9. Siłą napędową tyszan zawsze była pierwsza formacja z Adrianem Parzyszkiem na środku oraz Ladislavem Pacigą i Robinem Baculem na skrzydłach. Tyskie trio zdobyło już w tym sezonie 18 bramek. Jednak od samego początku oświęcimska defensywna miała ułatwione zadanie, bowiem w najskuteczniejszym ataku tyszan zabrakło Bacula. W składzie nie znalazł się także Tomasz Proszkiewicz, a zastępujący ich Radosław Galant i Tomasz Maćkowiak byli co najmniej o klasę słabsi. - Robin i Tomek doznali urazów w piątkowym spotkaniu. Będą pauzować jeszcze przez co najmniej tydzień - wyjaśniał Jan Vavreczka, trener tyszan. - Dobrze wiemy, że z tyszanami nie ma żartów - wyjaśniał przed spotkaniem Miroslav Javin, doświadczony czeski defensor, który po pięciu latach gry w słowackiej ekstralidze, powrócił do oświęcimskiej drużyny. - O ich sile w tym sezonie przekonały się już wszystkie zespoły z ekstraligi, ale ich dobra passa nie będzie trwać wiecznie. Może to my ich przełamiemy? - pytał. Słowa Javina okazały się prorocze. Unici rozpoczęli z animuszem. Na bramkę Arkadiusza Sobeckiego oddali grad strzałów, ale uderzenia Tabaczka i Buczka jakimś cudem wybronił tyski golkiper. W siódmej minucie bramkarz gości nie miał już nic do powiedzenia. Javin wybił krążek z tercji obronnej, gumę przedłużył Marek Modrzejewski, a szybki jak wiatr Martin Buczek znalazł się przed Sobeckim i po profesorsku położył go na lodzie, i strzałem z backhandu umieścił gumę pod samą poprzeczką. Zdobyty gol przybił tyszan, a na oświęcimian podziałał wręcz mobilizująco. W 9. min Peter Tabaczek odebrał "gumę" Tomasowi Jakeszowi i popędził ile sił w nogach na bramkę Sobeckiego, ale jego uderzenie z ostrego kąta minęło lewy słupek tyskiej bramki. GKS grał ospale, w jego szeregach mnożyły się indywidualne błędy. Podopieczni Vavreczki mieli również wielkie problemy w ataku, a konstruowane przez nich akcje były łatwe do rozszyfrowania. W drugiej tercji ożywili się kibice "Biało-niebieskich". Mecz się wyrównał, a do ataku coraz śmielej ruszali anemiczni w pierwszej odsłonie tyszanie. Jednak przewaga była dalej po stronie oświęcimian, którzy otwarcie myśleli o podwyższeniu prowadzenia. W 24. minucie dobre uderzenie z linii niebieskiej oddał Adrian Kowalówka, ale golkiper gości był na posterunku. Gospodarze starali się narzucić tyszanom swój styl gry. Pod bramką tyską bramką momentami się kotłowało, ale oświęcimianom albo brakowało zimnej krwi, albo Sobeckiemu dopisywało szczęście. Bardzo dobre spotkanie rozgrywał Javin. Doświadczony czeski defensor dobrze dyrygował oświęcimską obroną. Idealnie się ustawiał, notował wiele przechwytów. Co więcej, potrafił wyprowadzić krążek z własnej tercji, a także dalekim podaniem stworzyć zagrożenie dla bramki przeciwników. Z siłą i precyzją jego strzałów z trudnością radził sobie Sobecki. W 35. min w sytuacji sam na sam z Sebastianem Stańczykiem znalazł się Jakub Witecki, ale 19-letniemu skrzydłowemu zabrakło zimnej krwi. Końcówka drugiej odsłony należała do gospodarzy, którzy siali w tercji gości spore spustoszenie. Najpierw strzał z backhandu Waldemara Klisiaka wybronił Sobecki, a chwilę później tyski bramkarz po raz drugi musiał wyciągnąć gumę z siatki. Mocny strzał z koła bulikowego Rafała Bibrzyckiego, przemknął między parkanami Sobeckiego. Najwięcej emocji dostarczyła ostatnia odsłona, którą obecni na stadionie kibice oglądali już na stojąco. Tyszanie w końcu się obudzili i zaczęli coraz śmielej atakować. 78 sekund po rozpoczęciu zdobyli kontaktowego gola. Michał Garbocz ładnie wjechał do tercji rywala, następnie wyłożył gumę Woźnicy, któremu pozostało tylko dopełnić formalności. W tym momencie dali o sobie znać kibice "Biało-niebieskich", którzy głośnym dopingiem na blisko dwa tysiące gardeł zagrzewali swoich pupili do walki. Szkoleniowiec oświęcimian również żywo reagował w boksie i - używając nawet niecenzuralnych słów - mobilizował swoich podopiecznych. - Trener bardzo nam pomagał. Było mu w boksie bardzo gorąco, momentami nawet eksplodował - żartował po spotkaniu Martin Buczek. Tyszanie praktycznie cały czas gościli w tercji rywala, a Unici zdecydowali się na bardzo ryzykowną taktykę - ultradefensywny hokej i ograniczanie się do kontr. Jeden z kontrataków okazał się zabójczy. Grając w osłabieniu krążek przechwycił Buczek. 23-letni Czech popędził do tercji rywala i zagrał do będącego na czystej pozycji Klisiaka, a weteran polskich lodowisk strzałem z nadgarstka zmusił do kapitulacji Sobeckiego. Goście ruszyli w morderczą pogoń, a ich największym przeciwnikiem był upływający czas. W końcówce Sebastian Stańczyk dwoił się i troił, odbijając kąśliwe strzały zawodników z piwnego miasta. Jednak tylko raz dał się zaskoczyć. W ogromnym zamieszaniu podbramkowym do odbitej gumy najszybciej dojechał Michał Krokosz i tyszanie przegrywali już tylko jedną bramką. Trener Vavreczka zdecydował się zagrać va banque. Wziął czas, wycofał bramkarza i wprowadził do gry dodatkowego napastnika, ale było już za późno. - Na dzisiejsze zwycięstwo zasłużyli wszyscy. Każdy dołożył swoją cegiełkę. Dedykujemy je trenerowi i kibicom - ocenił Martin Buczek. Czech zdobył bramkę i zapisał na swoje konto punkt za asystę. - Bardzo dobrze graliśmy w tercji obronnej, złapaliśmy mało kar i przez całe spotkanie nie odpuszczaliśmy, a walczyliśmy o każdy krążek. Kluczowym momentem spotkania było zdobycie trzeciej bramki, która padła po kontrze w osłabieniu. Powiedzieli po meczu: Josef Dobosz, trener Unii: - Walczyliśmy o każdy centymetr lodu, o każdy krążek. Wszyscy wracaliśmy się do defensywy, wszyscy atakowali, takiej gry brakowało w ostatnich meczach. Moi podopieczni pokazali, że w hokeja grać potrafią. Jako pierwsi zdobyliśmy dwie bramki, później wyprowadziliśmy zabójczą kontrę po której strzeliliśmy trzeciego gola, ale muszę przyznać, że nerwy były do samego końca. Jan Vavreczka, trener GKS Tychy: - Oświęcim zasłużył na wygraną w dzisiejszym meczu. Unia miała w sobie zadziorność i wielką wolę zwycięstwa. Moja drużyna nie grała źle, ale cóż przyszedł czas na porażkę, która nieco zepsuła urodziny naszego kapitana, Adriana Parzyszka. Aksam Unia Oświęcim - GKS Tychy 3-2 (1-0, 1-0, 1-2) Bramki: 1-0 Buczek (6:10 Modrzejewski, Javin), 2-0 Bibrzycki (37:21 Adamus), 2-1 Woźnica (41:18 Garbocz), 3-1 Klisiak (56:58 Buczek w osłabieniu), 3-2 Krokosz (59:05 Woźnica, Gonera). Unia: Stańczyk (Szydłowski) - Gallo (2), Kowalówka; Wojtarowicz (2), Tabaczek, Klisiak - Javin, Obstarczyk (2) - Modrzejewski, Stachura (2), Buczek - Połącarz (2), Twardy; Bibrzycki, Adamus, Sękowski. Trener: Josef Dobosz GKS Tychy: Sobecki (Witek) - Gonera, Mejka; Galant (2), Parzyszek, Paciga - Kotlorz, Jakesz (2); Woźnica (2), Garbocz, Maćkowiak - Sokół (12), Majkowski; Wołkowicz (2), Bagiński, Witecki oraz Banachewicz. Trener: Jan Vavreczka Sędziowali: Pachucki (Gdańsk) - Pilarski, Bucki (Oświęcim) Kary: 10 oraz 20 (w tym 10 minut za niesportowe zachowanie dla Sokoła) Widzów: 2000 Radosław Kozłowski, Oświęcim