Trener Rohaczek miał pretensję do sędziów, ale większe powinien mieć do gry obronnej swojego zespołu, bo przecież tracenie gola w okresie podwójnej przewagi to kuriozum. A właśnie tak padła bramka na 0-3. - W trzeciej tercji, gdy doszło do ostrego spięcia pod naszą bramką Valczak nie uczestniczył w bójce, tylko odciągał zawodnika, a mimo tego dostał karę - protestował trener "Pasów". Warto jednak podkreślić, że w odróżnieniu od ćwierćfinału krakowian z GKS-em Katowice, w meczach z którym sporo było prowokacji i polowania na kości, w rywalizacji Cracovii z Sanokiem górę bierze czysty hokej. Jeden z dziennikarzy, podczas pomeczowej konferencji, w pytaniu do drugiego trenera KH Sanok - Marcina Ćwikły, wyraził zdziwienie, że w Krakowie zagrał Paweł Dronia, który wedle wcześniejszych doniesień miał mieć złamany palec. - Powiedzmy, że była to kaczka dziennikarska. Widział pan jak chłopak gra. Nie mamy na to wpływu, co piszą serwisy internetowe - odparł Marcin Ćwikła. W reakcji na słowa wypowiedziane podczas konferencji, portal hokej.net opublikował zdjęcie Droni z opatrunkiem na palcu środkowym lewej ręki. Wynika z tego jasno, że reprezentacyjny defensor sanoczan wykazuje hart ducha, grając w świetnym stylu, pomimo kontuzji. Hart ducha wykazała także Cracovia, która przegrywając 0-4 potrafiła się podnieść i strzelić kontaktową bramkę. Spora w tym zasługa głośnego dopingu nadkompletu publiczności. Takich tłumów na lodowisku im. Adama Rocha Kowalskiego nie było już dawno! - Mecz był na bardzo wysokim poziomie. Cracovia dorównywała nam poziomem, bardzo ciężko się nam z nią gra. Tym bardziej cieszymy się, że wygraliśmy i odrobiliśmy ten mecz z Sanoka - podkreślał Marcin Ćwikła. O emocjonującej trzeciej tercji asystent Stefana Mikesza powiedział: - Spodziewaliśmy się, że Cracovia zaatakuje. Nie chcieliśmy zawodników puszczać do ataków na hura-bura. Staraliśmy się obronić wynik i to się udało. Sanoczanie dodają, że łapią rytm meczowy, który stracili przez niemal trzytygodniową przerwą w rozgrywkach przed półfinałami. - Żaden trening nie zastąpi meczu, w którym zawodnicy grają twardziej, są bliżej siebie - argumentuje Ćwikła. Rudolf Rohaczek żałował słabej w wykonaniu "Pasów" I tercji. - Przez nią musieliśmy gonić wynik - kręcił głową opiekun krakowian. - Nie udało się wyrównać, gdyż robiliśmy zbyt duże błędy zarówno w obronie, jak i ataku. Przeciwnik je wykorzystał. Zapytaliśmy doświadczonego czeskiego szkoleniowca, czy nie obawia się o siły drugiej formacji w następnych meczach. W tym poniedziałkowym atak Dvorzak - Valczak - Fojtik spędził na lodzie około 25-30 minut! - Nie mam obaw o ich kondycję. Poza tym w kolejnych meczach ciężar gry mogą wziąć na siebie inne "piątki", nie tylko druga, ale też pierwsza i trzecia - argumentuje Rohaczek. Przed pierwszym gwizdkiem w rywalizacji krakowian z sanoczanami, zdecydowanie więcej szans dawano mistrzom Polski. Cracovia potrafiła jednak wygrać w Sanoku, a teraz stan play-off został wyrównany. Ciarko Sanok ma mocne cztery ataki, ale "Pasy" mają świetnego w play-offie Rafała Radziszewskiego i bramkostrzelnego Josefa Fojtika. W tej parze wszystko może się zdarzyć. W drugiej parze GKS Tychy nie może znaleźć sposobu na JKH Jastrzębie Zdrój i przegrywa 0-2. Tyszanie mają mocna kadrę, w poniedziałek prowadzili już 3-1, ale połapali kary i podczas gry w osłabieniu stracili dwie bramki. W rzutach karnych lepsza okazała się ekipa trenera Rzeznara. Porażka na własnym lodzie jeszcze bardziej rozsierdziła GKS Tychy. Dzisiejszy mecz (godz. 18 w Tychach) może być jeszcze bardziej ciekawy. Ewentualne zwycięstwo Jastrzębia jeszcze bardziej przycisnęłoby do ściany tyszan. Autor: Michał Białoński