"Ja jestem kobieta pracująca" - mawiała w "Czterdziestolatku" Irena Kwiatkowska, która sprawowała 21 funkcji. Sekretarzowi, prezesowi i doradcy Wierzbowskiemu w jednym daleko do niej, ale ma już w swoim CV niezły dorobek. Był prezesem koszykarskiej Mazowszanki Pruszków i Polskiej Ligi Koszykówki, a teraz łączy trzy funkcje. - Należę do osób pracowitych, a takie godzenie w funkcji jest codziennością w większych od PZHL-u związkach i bardziej medialnych dyscyplinach, jak choćby koszykówka. Pracując w niej godziłem różne obowiązki, a jak sobie radzi koszykarska reprezentacja Polski, to mógł pan zaobserwować w ostatnim meczu z Hiszpanią, gdzie toczyła równorzędny bój z późniejszym mistrzem Europy - podkreśla w rozmowie z Interią Janusz Wierzbowski. Sęk w tym, że szeregowi pracownicy PZHL-u narzekają na to, iż sekretarz generalny znika na całe dnie, a ktoś inny musi wykonywać jego pracę. Janusz Wierzbowski nie ma poczucia, że zaniedbuje obowiązki. - Radzę sobie ze wszystkim, poza tym współpracę ze starostwem pruszkowskim kończę z końcem września - zapewnia. Trudno sobie wyobrazić, by na podobne dorabianie na boku mógł sobie pozwolić sekretarz generalny nieco poważniej zorganizowanego związku niż PZHL - PZPN-u. Maciej Sawicki, bo o nim mowa, kieruje pracą biura, pomaga w organizacji meczów, a także jest aktywny w pracach UEFA. W PZHL-u widocznie wolno więcej. Problem w tym, że środowisko hokejowe aż huczy ze złości, widząc kilka faktów: - że terminarz PHL został ogłoszony dopiero 30 sierpnia, na osiem dni przed startem ligi, z tego powodu np. Comarch/Cracovia nie zdążyła zorganizować imprezy masowej na inaugurację sezonu; - dokooptowanie do ligi - w ostatniej chwili - drużyny SMS 20 Sosnowiec (szkielet reprezentacji Polski do lat 20) - <a href="http://sport.interia.pl/plh/news-mlodziezowka-bedzie-grala-w-polskiej-hokej-lidze,nId,1875166">o tym środowisko dowiedziało się dopiero 27 sierpnia</a>; - próby dołączenia do PHL - w trakcie rozgrywek Stoczniowca Gdańsk i UKS-u Dębica. - Konsultacje z prezesami klubów, w sprawie Stoczniowca i Dębicy, odbyły się na wniosek gdańskiego i dębickiego klubu, które wystąpiły do nas z taką propozycją, a referentem w tej sprawie był dyrektor sportowy PZHL-u Tomasz Rutkowski - tłumaczy Wierzbowski. - O tym, że jest to konsultacja i ja potrzebuję opinii wszystkich państwa, to ja powtarzałem na tym spotkaniu tak jak mantrę. Przekaz był jednoznaczny, tak samo jak opinie panów prezesów i pani prezes Michalskiej. Kluby chcemy traktować podmiotowo, spotkania będą się odbywały cyklicznie, nic nie będzie ustalane bez porozumienia z prezesami. - Podobne spotkania konsultacyjne będą dotyczyły spraw marketingowych, systemu rozgrywek, nieścisłości, które być może znalazły się w regulaminach, żeby je doprecyzować. Na nikogo się nie obrażamy, nawet na tych, którzy mają inne zdanie - zapewnia prezes PHL.<a href="http://sport.interia.pl/plh/news-pzhl-ma-pieniadze-dla-czlonkow-komisji-rewizyjnej-ale-nie-dl,nId,1866535">Obecne porządki w PZHL-u oznaczają dobrobyt działaczy i biedę hokeistów,</a> którzy na wypracowane na lodzie pieniądze muszą czekać w nieskończoność, a także kibiców, którzy za bilety na ostatnie MŚ w Krakowie musieli płacić nawet po 120 zł. PZHL żąda transparentności od klubów, m.in. z tego powodu przymusił je do założenia sportowych spółek akcyjnych. Jednocześnie sam skrzętnie skrywa wiedzę o swoich finansach. Gdyby nie nasze publikacje, nikt z kibiców nie wiedziałby, że dług związku przekroczył już 5,5 mln zł. Michał Białoński