Tematem nr 1 ostatniego walnego zjazdu sprawozdawczego nie było opracowanie planu wyjścia z kryzysu, a próba zdymisjonowania prezesa. Kluby domagają się zwołania walnego zgromadzenia wyborczego, tymczasem szef związku przekonuje, że w tym momencie nie pozwala mu na to prawo, a podjęcie przez zarząd takiej decyzji doprowadzi do dwuwładzy. Czy czeka nas kolejna wojenka, która jeszcze bardziej pogrąży polski hokej? INTERIA.PL: Nie ma pan dosyć? Dawid Chwałka, prezes PZHL: - Nikt nie mówił, że będzie lekko. Proszę spojrzeć, kto przypuszcza atak. Tak naprawdę ci, którzy od lat są w hokeju. Niektórzy zostali nawet wywiezieni na taczkach. Z kolei inni byli już w zarządzie związku i nic konstruktywnego nie zrobili. Proszę pamiętać, kto lobbował za wyborem na prezesa pana Hałasika w 2012 roku. Są różne pytania, ale nie ma sensu ich stawiać w środowisku, bo i tak jest podzielone, okopane przy swoich racjach, a nam potrzebny jest program naprawczy i wspólna praca. Na szczęście są też pozytywne symptomy, świadczące o poparciu, również ze strony klubów ekstraklasy, pierwszej ligi i ligi amatorskiej, żeby kontynuować rekonstrukcję, bo samo wotum nieufności to za mało. Przyjąłbym konstruktywne wotum nieufności. Mamy sytuację patową. Co dalej? - Kluby, które atakują, mają swoje interesy. Sen z powiek spędzają im przede wszystkim zaległości wobec związku. Cały czas zaznaczam, że jestem otwarty na dyskusję, ale trzeba się wspierać i rozmawiać, a nie krzyczeć. Rzeczywistość pokazuje, że trudno liczyć na opanowanie emocji i konstruktywną rozmowę. - Poprzedni prezesi też byli atakowani i nielubiani przez środowisko, ale to nie jest powód do tego, żeby się poddawać. Najważniejsze jest to, żeby działać zgodnie z procedurami. Walne zobowiązało mnie do zwołania na 9 sierpnia zjazdu wyborczego, a przecież nie zostały jeszcze zarejestrowane przepisy, które pozwalałyby na to. Dlatego jest to dosyć kuriozalna uchwała. Pomijam już fakt, że walne chciało podjąć uchwałę o odwołaniu mnie, o uchylaniu uchwał zarządu. Doszłoby do kuriozum - poprzednie walne okazałoby się zwołane bezprawnie. - Widać, że nie ma refleksji nad powagą sytuacji i wykorzystania sukcesu reprezentacji. Wiem, że to jest pierwszy krok, ale w dobrą stronę. Teraz trzeba ustabilizować sytuację finansową, pokazać sponsorom, że jesteśmy zgodnym, scementowanym środowiskiem, że wychodzimy na prostą i w ten sposób zachęcić ich do wspierania hokeja. A jest to możliwe, bo prowadzę takie rozmowy. - Chciałem wyjść na przeciw i pomóc w scementowaniu skonfliktowanego środowiska, a został przypuszczony wobec mnie frontalny atak. Zupełnie niesłusznie. Jakie będą kolejne działania związku? - Działamy w ramach przepisów prawa. Do końca czerwca czekałem na propozycję klubów. Było spotkanie z klubami w Sosnowcu. Dostały propozycję przystąpienia do zalążka ligi zawodowej na przejrzystych warunkach, uzgodnionych przez obie strony. Prosiłem o zgłaszanie kandydatur na prezesa zarządu ligi. We wcześniejszych rozmowach proponowałem to stanowisko Mariuszowi Czerkawskiemu. Kluby miały możliwość dogadania się, w jakiej formule chcą prowadzić walkę o mistrzostwo Polski. Jednym zdaniem - dialog, ale w tym momencie, biorąc pod uwagę obecną sytuację, mamy przepisy i zarząd będzie podejmował odpowiednie decyzje. W poniedziałek zbierze się komisja licencyjna, zweryfikujemy, kto spełni warunki i na tej podstawie uzgodnimy harmonogram rozgrywek. Będziemy wykonywali to, za co jesteśmy odpowiedzialni. Czyli 9 sierpnia wyborczego nie będzie? - Cały czas jestem w trakcie rozmów z klubami i proponuję inne rozwiązania, bo rozwiązanie siłowe nie jest dobre dla nikogo. Oczekuję na konstruktywne rozwiązanie, nie ugnę się w sytuacji, gdy ktoś tupie nogą, bo ma w tym swój interes. To jeszcze za mało, żeby pokazać, że to naprawa polskiego hokeja. Nie obawia się pan, że będziemy mieli powtórkę sprzed roku i rozgrywki ligowe nie rozpoczną się zgodnie z terminem? - Byłoby to działanie typu: na złość mamie odmrożę sobie uszy. Nie może dojść do takiej sytuacji, że klubom nie podoba się prezes, więc co dwa lata będzie zmiana. Prezesi są od zarządzania i podejmowania odpowiedzialnych decyzji, które nie zawsze są każdemu na rękę. Jestem otwarty na kompromis, ale nie mogę położyć uszu po sobie i to nie z powodu buty, ale odpowiedzialności. Jestem gotowy na rozmowy, współpracę, również na przystąpienie przedstawicieli opozycji do zarządu, aby unormować sytuację. Rewolucja w tym momencie doprowadzi do zapaści dyscypliny. Jak wygląda sytuacja ze statutem związku? Poprawki naniesiono podczas walnego zjazdu w lutym, mamy lipiec, a nowy statut nie wszedł w życie. - Drugiego lutego, na spotkaniu w obecności pana ministra sportu Biernata, trójstronnie została uzgodniona zmiana w statucie umożliwiająca odwołanie zarządu. Takie dokumenty zostały zdeponowane w ministerstwie. Nagle, ósmego lutego podczas walnego, mieliśmy zmianę statutu znacznie odbiegającą od wcześniejszych ustaleń. Już na walnym zgłaszaliśmy, że w takim brzmieniu statut jest sprzeczny w swoich zapisach. - Po otrzymaniu protokołu walnego, niezwłocznie przekazaliśmy opinię do ministerstwa, aby wydało swoją opinię. Trwało to około dwóch miesięcy i przysłało informację, że statut jest sprzeczny wewnętrznie, ale ostatecznie go zatwierdziło. Jednak biorąc pod uwagę wcześniejsze rozbieżności i wątpliwości, a także mając na względzie problemy z wykonywaniem uchwał, zwróciłem się do ministerstwa o ponowne rozpatrzenie, prosząc o wyjaśnienie i wskazówki. Czekamy na odpowiedź. Gdyby nowy statut był zarejestrowany, to moglibyśmy zwołać walne i wybrać nowe władze. W innym przypadku nawet podjęcie uchwały zarządu spowoduje to, że nie wszyscy się na to zgodzą, nie złożą rezygnacji i dojdzie do dwuwładzy. Z odpowiedzialności o los naszej dyscypliny, nie mogę na to pozwolić, bo przekreśliło by to szansę na znalezienie sponsora na długie lata. Co zamierza pan zrobić, aby próbować ratować sytuację? - Cały czas chcę rozmawiać, aby znaleźć kompromis. Nie jestem tu po to, aby udowadniać swoje racje. Tak jak powiedziałem kiedyś - nie ma jedynego zbawcy polskiego hokeja. To sport zespołowy i razem musimy rozmawiać, ale wszyscy muszą to rozumieć. Kompromis polega na ustępstwach. Rozmawiałem we wtorek przez trzy godziny z prezes Podhala panią Agatą Michalską. To była bardzo konstruktywna dyskusja. Tylko trzeba rozmawiać - nie może być to na zasadzie, że ci sami ludzie, którzy dwa lata temu wybrali na prezesa pana Hałasika, teraz uważają, że nie są za to odpowiedzialni. Wszyscy musimy iść w jednym kierunku. Wracając do zjazdu wyborczego, czy można jednoznacznie stwierdzić, że nie odbędzie się 9 sierpnia? - Na razie staram się rozmawiać z wszystkimi i szukać wyjścia z tej sytuacji. Wczoraj rozmawiałem z prezesem Naprzodu Janów Januszem Grycnerem. Nie chcę doprowadzić do konfliktu, ale oczekuję konstruktywnej argumentacji. Kiedy poznamy nowego trenera reprezentacji? - Jesteśmy po wstępnych rozmowach z kandydatami i czekamy na przeprowadzenie konkursu, żeby nie było żadnych wątpliwości co do transparentności wyboru. Kiedy można spodziewać się decyzji? - W połowie lipca. Miałem nadzieję, że uda się wcześniej, ale biorąc pod uwagę napięte relacje z klubami, musiałem poświęcić czas i energię na konsultacje w tym zakresie. - To nie jest tak, że pięć klubów ekstraligowych reprezentuje całą dyscyplinę. Oczywiście, są bardzo ważne, tworzą trzon ekstraligi, trzymają poziom hokeja. Należy im się za to wielki szacunek, ale na hokej w Polsce trzeba patrzeć z szerszej perspektywy. - Cały czas tłumaczyłem, że wciąż jesteśmy w grze o mistrzostwa świata. Bałagan i negatywny rozgłos nie są nam potrzebne, bo okaże się, że Ukraińcy mają wojnę, a my wojenkę i organizację mistrzostw dostaną Włosi. Kiedy wystartuje liga? - Zgodnie z planem, początkiem września. Nie podam jeszcze konkretnej daty, bo nie wiemy, ile zespołów będzie w niej grać. Robimy swoje - związek nie jest sparaliżowany. To, że pewne decyzje zostały przesunięte w czasie o parę dni, bo czekam na odpowiedź klubów, to tylko kwestia mojej dobrej woli. Ale jeśli zabraknie jej z drugiej strony, to nie będę miał wyjścia. Dopóki związek ma legalną władzę, legalnie będzie wykonywał swoją pracę i realizował obowiązki. Jesteśmy również zaangażowani w poprawę sytuacji finansowej, bo ministerstwo zmniejszyło nam dotacje. Nie mamy innego wyjścia - rękawy mamy zakasane po łokcie i pracujemy. Rozmawiał Mirosław Ząbkiewicz