Nowy szef PZHL przekonywał, jak ważne są zbliżające się mistrzostwa, bo tylko sukces sportowy może przełożyć się na poprawę wizerunku polskiego hokeja i większe wsparcie finansowe. W teorii wszystko gra, ale praktyka nakazuje ostrożnie podchodzić do podobnych deklaracji, bo trudno liczyć, że po awansie na zaplecze elity sponsorzy zaczną się licytować, aby dostać przywilej budowania swojej marki w oparciu o hokejową kadrę. Na czym więc szef związku opiera swój optymizm? - Na rozmowach, które przeprowadziłem w ministerstwie. W razie odniesienia sukcesu sportowego, przystąpimy do rozmów o zwiększeniu finansowania polskiego hokeja - wyjaśnił Dawid Chwałka. Trudna sytuacja finansowa związku już od dłuższego czasu nie jest tajemnicą. Poprzedni prezes - Piotr Hałasik poważnie zadłużył związek. Długi PZHL-u urosły już do ok. 3 mln zł, podczas gdy reforma sportu byłej minister Muchy dramatycznie zmniejszyła dotację (obecnie wynosi zaledwie 1,4 mln zł). Szef PZHL przyznał, że to duży problem, ale uspokaja, że nie ma zagrożenia dla bieżącej działalności związku. Z kasą jest więc problem i to spory, ale mimo tego prezes PZHL zamierza wykorzystać także finansowy aspekt, aby pomóc trenerowi zmotywować zawodników. Przyznał, że gdy będzie awans, będą też premie, ale nie chciał zdradzić ich wysokości. - Uzgodniliśmy z trenerem, że to na razie zostaje między nami. Premie są przewidziane, ale o nich mowa będzie dopiero po turnieju - powiedział Dawid Chwałka. Po mistrzostwach świata w Wilnie wygasną kontrakty rosyjskich trenerów reprezentacji Polski - Igora Zacharkina i Wiaczesława Bykowa. Obaj w nowym sezonie prowadzić będą SKA Sankt Petersburg. Szef PZHL-u podkreśla, że nie było to dla niego zaskoczeniem. - Rozmawialiśmy na ten temat z trenerami już wcześniej. Igor Zacharkin i Wiaczesław Bykow to profesjonaliści, nie zostawią naszej kadry ot tak sobie. Oczywiście, jesteśmy otwarci na dalszą współpracę, ale jej forma będzie do uzgodnienia po mistrzostwach. Teraz jest na to za wcześnie. Dużo zależeć będzie od wyniku sportowego, nie zamierzam też zadłużać związku - podkreślił prezes hokejowej centrali. Kwestia trenerów dla kadry to tylko jeden z problemów, z którym związek będzie musiał zmierzyć się w najbliższym czasie. Kończący się sezon upłynął w cieniu niespełnionych obietnic poprzedniego prezesa - Piotra Hałasika i wojny, jaką toczył z większością klubów. Ucierpiał prestiż rozgrywek, nadszarpnięto zaufanie sponsorów, kibiców, telewizji, a na linii kluby - PZHL stanęła barykada, którą trudno będzie teraz zdemontować. Dawid Chwałka, który w połowie marca przejął stery po długo oczekiwanej dymisji poprzednika, zapowiada, że chce naprawić stosunki między klubami a związkiem. Przekonuje, że w przeciwieństwie do poprzedniego prezesa, nie zamierza naprawiać polskiego hokeja wbrew klubom. Właśnie dlatego nie zamierza narzucać klubom systemu rozgrywek w przyszłym sezonie. To one mają wypracować optymalny wariant. Inna sprawa to kwestia Nadzwyczajnego Walnego Zjazdu PZHL. Jeszcze w październiku trzydziestu trzech członków związku złożyło w centrali wniosek o jego zwołanie. Wciąż jednak nie wiadomo, kiedy zostaną wybrane nowe władze. Obecny prezes przekonuje, że nie ma zamiaru grać na zwłokę i nadzwyczajny zjazd zostanie zwołany w najbliższych miesiącach. Wcześniej jednak zmiany w statucie, które zostały uchwalone podczas walnego zjazdu 8 lutego, musi zatwierdzić sąd. - Konkretnej daty walnego nie mogę dziś podać, bo musimy działać w granicach prawa - tłumaczył prezes PZHL. Dawid Chwałka jest jednym z najmłodszych szefów związków sportowych. Zapytany o to, czy zamierza kandydować na stanowisko prezesa podczas kolejnych wyborów, odparł: - Chcę pracować dla polskiego hokeja, ale nie jestem przywiązany do stanowiska prezesa. Jestem otwarty na konstruktywną współpracę. Autorzy: Mirosław Ząbkiewicz, Michał Białońsk Wielkie szanse przed polskim hokejem? Dyskutuj!