Trudno myśleć o odwróceniu losów finałowej serii, jeśli grając u siebie traci się gola w 17. sekundzie. Nawet widok krążka w swojej bramce nie obudził krakowian. Już po chwili szarżował Josef Vitek, ale Rafał Radziszewski nie dał się pokonać w sytuacji sam na sam. "Pasy" zmarnowały szansę na odrobienie strat atakując w przewadze liczebnej, a gdy siły na lodzie się wyrównały, Radziszewski znów ratował miejscowych po strzałach Filipa Komorskiego i dobitce Bartłomieja Jeziorskiego. Zanim zdążył wyrównać oddech, GKS wyprowadził kontrę 3 na 1, ale i tym razem obronił strzał Jakuba Witeckiego. W 7. minucie zagapił się Marcin Kolusz i tyszanie drogo za to zapłacili. Andrew McPherson sprytnie podbił kij rywala i łatwo odebrał mu krążek, podał do Kalusa, a ten nie dał szans Sztefanowi Żigardy'emu. Gra była zacięta, ale groźniej atakowali tyszanie. w 13. minucie Vitek po raz drugi zmarnował sytuację sam na sam - tym razem spudłował. Goście jednak zjeżdżali na pierwszą przerwę prowadząc, bo w końcówce krakowianie popełnili masę błędów. Można się spierać, czy McPherson musiał faulować, czy po chwili Petr Szinagl nie mógł lepiej popracować w osłabieniu, ale wszystko sprokurował Lukasz Zib. 39-letni Czech miał wnieść do zespołu spokój wynikający z wielkiego doświadczenia, ale teraz wychodzi jego brak ogrania w pierwszej części sezonu. Zanim w styczniu dołączył do Cracovii, był dziewiątym obrońcą lidera czeskiej drugiej ligi i nie miał wielu okazji do gry. Właśnie z tego wynikają takie błędy, jak w końcówce pierwszej tercji, gdy zgubił krążek za swoją bramką. Wydawało się, że podrażnieni krakowianie od początku drugiej tercji rzucą się do ataku, a tymczasem na lodzie rządził GKS. Błyskawicznie wypracował "setkę", ale Radziszewski powstrzymał Bartłomieja Pociechę. Po chwili gospodarzy uratował Maciej Kruczek wykopując krążek z linii bramkowej. Sędzia sprawdzał sytuację na wideo i orzekł, że gola nie było. Tyszanie atakowali i w końcu dopięli swego. W 23. minucie strzelał Jarosław Rzeszutko, a z bliska krążek dobił Michał Woźnica. Z upływem czasu hokeiści Cracovii zaczęli dochodzić do sytuacji strzeleckich, ale gole nie padały, nawet podczas okresów gry w przewadze. Tyszanom sprzyjało szczęście - najpierw krążek odbił się od poprzeczki, a kilka minut później po strzale Ziba trafił w słupek. GKS miał kapitalną okazję, aby powiększyć przewagę na początku trzeciej tercji, bo w ostatnich sekundach drugiej na ławkę kar trafili Szinagl i Patryk Wajda. Gospodarze musieli bronić się w podwójnym osłabieniu przez ponad sto sekund, ale tyszanie nie wykorzystali szansy. Tyszanie mogli kontrolować sytuację dzięki dwubramkowej zaliczce, ale niepotrzebne kary Makrowa i Radosława Galanta. Cracovia słabo jednak radziła sobie w przewadze liczebnej. W 49. minucie doszło do małej szarpaniny za tyską bramką po tym, jak Krystian Dziubiński uderzył kolanem w kask bramkarza gości. Żigardy sugerował, że nie jest w stanie grać dalej, na lód wyjechał już Kamil Kosowski, ale Czech zmienił zdanie i pozostał między słupkami. Sześć minut później GKS wyjechał z kontrą, Woźnica miał przed sobą już tylko Radziszewskiego, ale odegrał jeszcze krążek Komorskiemu, lecz bramkarz "Pasów" obronił. Nie minęła minuta, a krakowianie znów pozwolili rywalom wypracować stuprocentową okazję, lecz i tym razem górą był "Radzik", który powstrzymał Woźnicę w sytuacji sam na sam. Mirosław Ząbkiewicz 4. mecz finałowy: Comarch Cracovia - GKS Tychy 1-3 (1-2, 0-1, 0-0) Bramki: 0-1 Marcin Kolusz (0.17; Petr Kubosz), 1-1 Petr Kalus (6.29; Andrew McPherson), 1-2 Petr Kubosz (19.22 w przewadze; Andrei Makrow), 1-3 Michał Woźnica (22.36; Jarosław Rzeszutko, Marcin Horzelski). Kary: Cracovia - 24, GKS - 18 minut. Widzów 2 500. Stan rywalizacji (do 4 zwycięstw): 1-3