Brantford, liczące sobie około 100 tysięcy mieszkańców miasto w południowej części prowincji Ontario, słynie z kilku rzeczy, ale w świadomości Kanadyjczyków kojarzy się głównie z jednym faktem. To tu na świat przyszedł Wayne Gretzky, jeden z najwybitniejszych sportowców XX wieku. W ujęciu lokalnym jeszcze większą estymą niż "The Great One" cieszył się jego ojciec Walter. To niewiarygodne, ale dla mieszkańców Brantford to nie Wayne jest tym największym, ukochanym i uwielbianym przez wszystkich. Na tafli nie miał sobie równych, ale u siebie w mieście musiał uznać wyższość swojego ojca, Waltera. Pomnik miasta i całej Kanady - Trudno wytłumaczyć człowiekowi spoza Brantford, o kim mówimy. Walter jest pomnikiem tego miasta, punktem dookoła, którego toczy się tamtejsze życie. Jest na ustach wszystkich. Wywarł ogromny wpływ na to miejsce. Nie chodzi nawet o jakieś przełomowe rzeczy. Po prostu, zwykłe codzienne sprawy, w których zawsze brał udział i był tam, gdzie tylko coś się działo - mówi Paul Szczechura, hokeista GKS Tychy, który bierze udział w rywalizacji o mistrzostwo Polski. Walter Gretzky zmarł po wieloletniej walce z chorobą Parkinsona. Wiadomość o jego śmierci, wprowadziła w kraju atmosferę żałoby narodowej. Życie poświęcił hokejowi, wychował piątkę dzieci, z czego trzech synów, którzy później stali się zawodnikami najlepszej ligi na świecie. W NHL grał nie tylko Wayne, ale także Keith i Brent. Cała trójka wielokrotnie powtarzała, że Walter miał na ich życie i zawodowy sukces ogromny wpływ. Polskie korzenie Gretzkych, a właściwie Greckich Familia Gretzkych miała wschodnioeuropejskie korzenie. Ojciec Waltera, nazywany za oceanem Tony, w istocie nazywał się Antoni Grecki i urodził się na terenie obecnej Białorusi, w tej części, która w różnych okresach należała także do Polski. Matka Waltera, a zarazem babka słynnego Wayne'a, pochodziła z wschodnich rubieży Polski, z miejscowości Podhajce na Ukrainie, również w części, która przed wojną należała do terytorium II Rzeczypospolitej. Zarówno Walter jak i Wayne urodzili się już w Kanadzie, ojczyźnie hokeja, który na dobre wpisał się w ich życie. Walter był mentorem i pierwszym nauczycielem dla Wayne'a, o czym ten wielokrotnie opowiadał. Mówił o czterogodzinnych sesjach z ojcem na lodowisku, ale nie określał ich jako treningi. "Gdybym tak myślał, prawdopodobnie bym tego nie chciał. Robiłem to, bo chciałem i lubiłem. Tak, czasami płakałem z zimna, jak każdy dzieciak, gdy trochę zmarznie. Z tamtego okresu pamiętam jednak głównie gorącą czekoladę i duże silne ręce mojego taty, chwytającego mnie za palce u stóp, by mnie ogrzać". Paul Szczechura szedł śladami legendy Paul Szczechura także posiada polskie korzenie i też wychowywał się Brantford. Podobnie jak dla Wayne'a Gretzky'ego, Walter był jego jednym z pierwszych opiekunów. Szczechura niejednokrotnie miał przyjemność przebywać także w towarzystwie Wayne'a, gdy "The Great One" przyjeżdżał w swoje rodzinne strony i brał udział w treningach miejscowej drużyny. - Nie wydaje mi się, żebyśmy wyrastali w cieniu Wayne'a Gretzky'ego. Było wielu hokeistów, którzy nas otaczali Patrzyliśmy na niego, to oczywiste, ale nikt nie myślał, że zostanie drugim Gretzkym. Ktoś taki zdarza się raz na sto lat. Podziwialiśmy Wayne'a, lecz nikt nie odważył się twierdzić "Zobaczycie, ja będę jak on", ani też nie słyszałem, żeby o jakimś młodym zawodniku mówiono, że to drugi Gretzky. Osiągnął poziom kosmiczny, do którego nie szło się nawet zbliżyć - zauważył napastnik GKS-u Tychy.