Jeśli pozwolicie, zacznę od tematu obcokrajowców. Otóż w Polsce są tylko trzy kluby, które stać na to, aby ściągnąć 10 zagranicznych graczy. Mówię o klasowych graczach, a tacy nie są tani. Dla dobra polskiego hokeja nie możemy zatrudniać zawodnika stosując metodę sztuka dla sztuki. Ma to już miejsce już teraz, pytanie co będzie wówczas, gdy limity się powiększą? Powszechnie wiadomo, że obcokrajowiec musi robić różnicę, mieć jakość, a nie tylko ciut lepsze umiejętności od naszego polskiego zawodnika. W każdej lidze obcokrajowiec musi ciągnąć wózek i być zdecydowanie lepszy. Jeśli zawodnik na zachodzie nie robi różnicy, to szybko się z niego rezygnuje. Tymczasem przez Polską Hokej Ligę przewinęło się wielu średniaków, a to nie zdarza się nigdzie na świecie. Zawodników, którzy dali rzeczywistą jakość było niewielu. W wielu wywiadach apelowałem o to, by powstał w końcu plan szkolenia młodzieży. Nie na rok czy dwa, ale na dziesięć lub nawet piętnaście lat. Życzyłbym sobie, aby powstał on pod kierunkiem ekspertów takich jak Henryk Gruth. Poza tym w każdym klubie powinni być trenerzy koordynatorzy. Ich zadaniem miałoby być dopilnowanie tego, żeby wspomniany plan był należycie realizowany. Za 10-15 lat będziemy mieli porządny narybek, który będzie mógł z powodzeniem rywalizować w naszej ekstralidze. Błagam, trzymajmy się określonych zasad przez kilka lat, a nie rokrocznie zmieniajmy wszystko na ostatnią chwilę. Trzeba patrzeć w wielu kierunkach i na dłuższą metę, a nie krótkowzrocznie. Moim zdaniem "liga open", składająca się z 10 lub 12 drużyn i 10 obcokrajowców nie przełoży się na to, że nasz hokej w wydaniu ligowym, jak i reprezentacyjnym zyska na jakości. Postawmy pytanie, którzy obcokrajowcy chcą przyjść do naszej ligi? Poziom naszych rozgrywek pokazały wyniki osiągane przez nasze zespoły w europejskich pucharach. Czy kilku przeciętnych stranieri pociągnie poziom polskiej ligi do góry? Na pewno nie. Jeśli polskie kluby chcą ściągać wartościowych zagranicznych graczy, to ważne aby byli oni podobnej klasy jak ta, którą prezentuje Gleba Klimienko. Gdy ja zaczynałem grę w hokeja, drużyny z naszej ligi mogły ściągnąć tylko trzech zagranicznych graczy. Teraz mamy 6, a jakoś nie widać, by poziom wzrastał. Przepis o forowaniu polskich bramkarzy od razu trzeba zlikwidować, bo nie ma z niego żadnego pożytku. Jeśli golkiper jest w stanie udźwignąć ciężar spotkania, to nie potrzeba mu żadnego przepisu. Większa ilość zespołów? Ok, nie ma problemu. W tym sezonie graliśmy bardzo mało i to dla mnie kabaret. Nie chcę wspominać o długich seriach między kolejkami... To był jakiś koszmar. "Dzikie karty"? Tego też nie rozumiem. Drużyna powinna wywalczyć awans sportowo, zaczynając do pierwszej ligi. Wydaje się, że najlepszym rozwiązaniem byłby baraż pierwszoligowej ekipy z ekstraligową, jak ma to miejsce w Czechach. Wtedy wiedzielibyśmy, czy kandydat do gry prezentuje odpowiedni poziom. Trzeba się też zastanowić, jaki jest sens utrzymywania Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Lepiej rozwijać ich w klubach. Ich odejście sprawia, że dana grupa w określonym klubie jest mniej liczna. Jej poziom się osłabia. Do czego to prowadzi? Choćby do tego, że grupa młodzieżowa po prostu znika. A zawodnicy kończą przygodę z hokejem. Poza tym każdy zdaje sobie sprawę z jeszcze jednego faktu. Do SMS-u nie idą wcale najlepsi zawodnicy.