Tyszanie w rywalizacji do czterech zwycięstw prowadzą 3-1 i potrzebują już tylko jednego zwycięstwa, aby zdobyć złote medale. - Na odprawie przed meczem uczulałem zawodników, jakim stylem będą grać dziś tyszanie. Może nie decydujący, ale duży wpływ na losy spotkania miała szybko stracona pierwsza bramka. Utrudniała nam też życie agresywna gra rywala. Jednak jeśli chcemy wygrać spotkanie, to nie może być tak, iż w trzeciej tercji - gdy gonimy wynik - mamy 12 minut kar. Gdyby to zrobili młodzi zawodnicy... Byli to przecież doświadczeni hokeiści. Jednak środa to będzie nowy dzień i mam nadzieję, że w piątek zagramy w Krakowie - powiedział po niedzielnym meczu Rohaczek. Także Filip Drzewiecki wierzy, że uda się po raz pierwszy w rywalizacji finałowej ograć GKS na lodowisku rywala: - Mecz meczowi nierówny, w sobotę wygraliśmy 7-4, dziś przegraliśmy 1-3. Jednak to tylko przegrana w bitwie, a nie wojnie - ocenił napastnik Cracovii. Zdaniem napastnika "Pasów" jego zespołowi zabrakło w niedzielę szczęścia: - Były słupki, poprzeczki, ale trudno. Jedziemy do Tychów, aby tam wygrać. Trener tyskiej drużyny Jirzi Szejba uważa jednak, że najtrudniejszym do zrobienia jest "ten ostatni krok". - Na to spotkanie wyszliśmy z innym nastawieniem niż w sobotę (Cracovia wygrała wówczas 7-4 - przyp. red.). Od razu udało nam się strzelić bramkę. Pokazaliśmy wówczas, że będziemy grać bardzo agresywnie. Niespodzianką dla rywala było, że zrobiliśmy kilka zmian w ustawieniu drużyny. To się opłaciło. Cracovia nie atakowała mocno naszych obrońców. Mieli oni wiele czasu na rozegranie krążka - powiedział opiekun tyszan. W przypadku zwycięstwa Cracovii w środę w Tychach, szósty mecz finału zostanie rozegrany w piątek na lodowisku "Pasów".