Gdyby o poziomie przygotowania hokejowej reprezentacji Polski do zbliżających się mistrzostw świata miały świadczyć wyniki uzyskane podczas turnieju EIHC w Sanoku, to można powiedzieć, że jest nieźle. Zwłaszcza wygrana z Austrią wlała trochę optymizmu w serca kibiców. To było dobre przetarcie, ale mecz podczas mistrzostw za dwa miesiące będzie inny. Inne miejsce, inni zawodnicy. Dziś nikt nie wie, którzy gracze pojadą na tę najważniejszą w roku imprezę. Nikt, może poza Rudolfem Rohaczkiem? W mistrzostwach świata z Austrią zagramy ostatni mecz w turnieju, 19 kwietnia. I byłoby idealnym rozwiązaniem, gdyby to spotkanie decydowało o awansie do elity. Ale przecież wcześniej obu drużynom przyjdzie zagrać z Kazachstanem i nie będzie to w żadnej mierze spacerek. Stąd, jeśli poważnie myślimy o powrocie po prawie sześciu latach do elity światowego hokeja, potrzebna jest wyjątkowa mobilizacja sił. Patrząc na ostatni turniej EIHC najlepiej sytuacja wygląda na pozycji bramkarza. Tercet zabrany do Sanoka stanął na wysokości zadania. I raczej Rohaczek będzie miał ból głowy kogo zabrać, bo przecież poza Arkadiuszem Sobeckim, Przemysławem Odrobnym i Rafałem Radziszewskim, z reprezentacyjnych występów nie zrezygnowali ani Tomasz Jaworski ani Tomasz Rajski (choć patrząc na jego nierówną grę w lidze chyba ma do kadry najdalej, ale zapominać o nim absolutnie nie wolno). Startujący play-off pokaże, którzy bramkarze zasłużą najbardziej na występy w Innsbrucku. A z graczy w polu? Z kogo zrezygnować, kogo powołać? Przecież pierwszy gol w meczu z Austrią to dzieło kadrowiczów raczej nieopierzonych - akcję zainicjował Łukasz Batkiewicz, krążek podawał Maciej Urbanowicz, a sfinalizował Filip Drzewiecki. Bardzo pewnie w obronie poczynał sobie Mateusz Rompkowski, dziś absolutna podpora gdańskiego Stoczniowca, świetnie z roli kapitana wywiązał się Adam Bagiński. I tak dalej? Są jeszcze przecież absolutni pewniacy do gry w kadrze, których z różnych przyczyn zabrakło w Sanoku: Leszek Laszkiewicz, Jarosław Różański, Krzysztof Zapała, Grzegorz Pasiut, Sebastian Gonera. Nie wymienię wszystkich nasuwających się nazwisk graczy wyróżniających się w PLH, bo każdy kibic ma prawo do swojej wizji reprezentacji. Ale jeszcze jedno tu nie padło - Mariusz Czerkawski. Oczywistym jest, że nie może go zabraknąć na mistrzostwach. Najważniejsze, by odrzucić wszelkie animozje. Czerkawskiego zresztą potrzebuje nie tylko drużyna narodowa w najbliższych mistrzostwach. Jest też potrzebny instytucji pod nazwą POLSKI HOKEJ. To on może być wizytówką tej dyscypliny w Polsce przez następne lata. Nie myślę tu o kierowaniu związkiem, bo to raczej Mariusza nie interesuje. A cały PZHL absolutnie musi przejść przez proces głębokich przemian. Zresztą wyścig o prezesowski fotel wyraźnie nabiera tempa. Na razie padają rozmaite deklaracje i warto ich wysłuchać. Ale potem wybór sternika związku musi być starannie przemyślany. Bo błędna decyzja oznaczać będzie znów drogę donikąd. Dziś najważniejsze, by wszystkim jednakowo zależało na awansie reprezentacji do światowej elity. Warto się wsłuchać w płynące ze Szwajcarii sygnały, że polską kadrę chce przejąć Henryk Gruth. Ale czy luty to najlepszy czas, by dokonywać rewolucji? Zgadzam się w pełni z opinią, że selekcjoner ma zajmować się WYŁĄCZNIE kadrą. Ale to można zrealizować po czerwcowych wyborach. I trzeba dobrze przygotować. Czas filantropów się skończył. Potrzebna jest także dla kadry solidna podbudowa finansowa. Forsa nie tylko na porządne stroje, kije czy sensowne zgrupowania. Dziś trzeba także zabezpieczenia dla hokeistów. Nie symboliczne sto złotych. Prawdziwe ubezpieczenie i sensowne startowe podparte także premiami za zwycięstwa. Trudno o lepszą motywację. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to łatwe zadanie. Ale konieczne. Podobnie jak zdecydowana poprawa warunków szkolenia młodzieży. To jednak melodia na przyszłość. Ale myśleć trzeba o tym już dziś. Bo jak pisał Sławomir Mrożek: "Jutro to dziś - tyle że jutro"! Teraz czas na play off. Będzie się działo. Jarosław Krzoska, TVP Sport