- Nie, nie! Nie przekreślałbym ich tak szybko - kręcił głową Marcin Jaros najlepszy strzelec Zagłębia w sezonie zasadniczym pytany przed play offem o to czy Naprzód jest bez szans. I rzeczywiście, janowianie walczą dzielnie wbrew magii liczb, które przemawiają za ekipą z Sosnowca. Chodzi zarówno o bezpośrednie wyniki w dwóch pierwszych etapach Polskiej Ligi Hokejowej (z sześciu meczów zespół z dzielnicy Katowic wygrał tylko dwa, tracąc 32 gole przy 18 zdobytych), ale także o liczby, które widnieją na kontraktach zawodników. Zagłębie zbudowało silną drużynę, przed którą jasny cel - jedenasty medal mistrzostw Polski. Bardzo upragniony, bo oczekiwany od 1990 roku, kiedy to "brązem" zamknięta została najlepsza dekada czerwono-zielono-białych. Po sobotnim zwycięstwie hokeiści z Sosnowca odetchnęli z ulgą. Janowianie pokazali charakter doprowadzając do wyrównania, mimo że przegrywali już 1:3. W końcówce zabrakło im jednak pary, a muszą ją mieć chcąc ograć zespół z takimi wyjadaczami w składzie, jak: Waldemar Klisiak, Mariusz Puzio czy Tomasz Jaworski. Do wtorku odzyskają siły, ale na to samo liczą rywale, którzy po ciężkich treningach nie odzyskali jeszcze świeżości. Po ostatnim meczu jeden z najlepiej zapowiadających się polskich obrońców Paweł Dronia przyznał na stronie internetowej klubu, że Zagłębiu gra się bardzo ciężko. - Ja też mam takie wrażenie. To nie ta drużyna, z którą graliśmy wcześniej - przyznał Wojciech Wojtarowicz, napastnik Naprzodu. - W drugim meczu zabrakło nam trochę koncentracji. Zwłaszcza przy czwartym straconym golu. Czuliśmy już trochę zmęczenie, bo oni w pierwszym meczu grali na cztery piątki, a ma cały czas na trzy. A to jest play off i wszyscy walczą na każdym centymetrze lodowiska. Ale mamy teraz dwa mecze u siebie. Mam nadzieję, że pomogą nam kibice.