W hokeju strategiczne znaczenie mają nie tylko bramkarze, ale też skuteczność i umiejętność gry w przewadze. Właśnie w tych elementach tyszanie zdeklasowali Podhale w I tercji i dlatego prowadzili 2-0. Górale marnowali okazje - najlepszą miał na początku Filip Wielkiewicz, który trafił wprost w Kamila Kosowskiego. Później przez 40 sekund bez skutku grali w podwójnej przewadze przez 40 sekund. GKS wyszedł na prowadzenie po odzyskaniu krążka w tercji rywala, dzięki forecheckingowi. Adam Bagiński popisał się uderzeniem z bekhendu pod poprzeczkę, wobec którego Ondrej Raszka (wcześniej przyklęknął na parkany) był bez szans. Później GKS dał popis rozgrywania "zamka" i zdobył gola już po 58 sekundach pierwszej przewagi. Krążek wędrował jak po sznurku, podhalanie nie byli go w stanie nawet powąchać. Jakub Ferenc oddał do Jurija Kuzina, ten przed bramkę do Kacpra Guzika, a wychowanek Podhala nie miał problemu, by z dwóch metrów pokonać Raszkę. "Szarotkom" opadły skrzydła po stracie drugiej bramki i ich ataki nie były już tak żywiołowe. Emocje na moment odżyły w II tercji, gdy Damian Kapica z bardzo ostrego kąta pokonał Kamila Kosowskiego, który popełnił prosty błąd. Można go zrzucić na karb braku regularnych występów w tym sezonie bramkarza, który jeszcze na ostatnich MŚ Dywizji IB był w reprezentacji Polski. Emocje opadły w 33. min i to w okresie, gdy Górale grali w przewadze. Z kontrą uciekł Nicolas Besch, w sytuacji sam na sam sfaulował go Robert Mrugała, więc sędzia słusznie podyktował rzut karny. Besch najechał bramkę z prawej strony i pokonał Raszkę, podwyższając na 1-3. Naszła nas wówczas refleksja - szkoda, że tej klasy obrońca nie gra w reprezentacji Polski, tylko we Francji. GKS prowadził i dyktował warunki na lodzie. Miał cztery mocne "piątki", gotowe do walki o mistrzostwo Polski. "Szarotki" złapały kontakt bramkowy w najmniej oczekiwanym momencie, gdy Filip Wielkiewicz siedział w boksie kar. Mateusz Michalski wypuścił do kontry Damiana Kapicę, a ten zwiódł Kosowskiego i trafił do siatki na 2-3. Kibice "Szarotek" znowu uwierzyli w swój zespół i w hali nad Dunajcem rozległo się głośne "Hej! Hej! Podhale!". Wyrównać powinien w 54. min Joni Haverinen, który otrzymał piękne podanie od Jarosława Różańskiego, lecz Fin nie trafił na bramkę. W ostatniej minucie gospodarze grali w przewadze, na dodatek wycofali jeszcze bramkarza, by atakować w sześciu na czterech, ale Kosowski już nie skapitulował. Gola do pustej bramki stracili za to nowotarżanie. O innych meczach 41. kolejki przeczytasz tutaj. 41. kolejka PHL: MMKS Podhale Nowy Targ - GKS Tychy 2-4 (0-2, 1-1, 1-1) Bramki: 0-1 Bagiński (9:26 Kotlorz), 0-2 Guzik (15:19 Kuzin, Ferenc w przewadze), 1-2 Damian Kapica (21:29 Kmiecik), 1-3 Besch (32:43 z karnego), 2-3 Damian Kapica (51:05 Michalski w osłabieniu), 2-4 Josef Vitek (59.58 do pustej bramki). MMKS Podhale: Raszka - Sulka, Haverinen, Różański, Dziubiński, Gruszka - Tomasik, Luczka, Kmiecik, Bryniczka, Damiam Kapica - Mrugała, Łabuz, Michalski, Wronka, Omieljanienko - Jaśkiewicz, Imrich, Zarotyński, Daniel Kapica, Wielkiewicz. Trener: Marek Ziętara. GKS Tychy: Kosowski - Kotlorz, Pociecha, Galant, Bagiński, Vitek - Wanacki, Besch, Kogut, Kartoszkin, Kolusz - Ferenc, Mojżisz, Kuzin, Rzeszutko, Guzik - Hertl, Sokół, Woźnica, Parzyszek, Majoch. Trener: Jirzi Szejba. Sędziował Włodzimierz Marczuk z Torunia. Kary: 8 oraz 12 min. Widzów: 1 tys. Z Nowego Targu Michał Białoński