Połowa sukcesu w hokeju to klasowy bramkarz. Ale w wypadku "Szarotek" równie ważna, co postawa golkipera jest gra pierwszej formacji ze środkowym Krzysztofem Zapałą. Oni bronią, oni atakują, oni strzelają gole. W tym meczu akurat dzielnie ich wspierała reszta zespołu. Tyszanie zagrali odważnie. Presing stosowali już w tercji podhalan. Ale stwarzanie bramkowego zagrożenia nie wychodziło im. Za to Arkadiusz Sobecki musiał się napocić po szybkich wypadach górali. Tak jak wtedy, gdy po kontrze Zbigniewa Podlipniego Milan Baranyk mierzył między parkany bramkarza GKS-u. Sobecki obronił też kolejne uderzenie "Barana" z dwóch metrów po znakomitym dograniu Sebastiana Bieli. GKS zapłacili frycowe za niefrasobliwość Adama Bagińskiego, który przez zahaczanie rywala w jego tercji trafił do boksu kar. Podhale po 32 s wykorzystało grę w przewadze. Zamek ustawili Jarosław Różański z Marianem Kacirzem, a zza bramki Zapała zauważył nadciągającego spod niebieskiej linii Rafała Srokę. "Laluś" posłał krążek między parkany bramkarza. W 15. min po wstrzeleniu Tomasza Jakesza krążek zatańczył przed bramką Tomasza Rajskiego, ale ją minął. Później po kontrze Michała Garbocza Rajski złapał "gumę" mocno uderzoną przez środkowego tyszan. To było wszystko, co pokazali goście w I tercji. Druga tercja była koncertowa w wykonaniu obu ekip, choć trzeba podkreślić, że Podhale mogło i powinno ją wygrać jeszcze wyżej! Sobecki jest jednak w reprezentacyjnej formie i powstrzymywał seryjne kontry dwóch na jednego w wykonaniu górali. Gdy wydawało się, że nie ma rady na Arka, pokonał go własny obrońca po nagraniu Różańskiego zza bramki do czyhającego z przodu Podlipniego. "Szarotki" grały wówczas w przewadze sześciu na pięciu, bo sędzia sygnalizował karę dla Krzysztofa Śmiełowskiego, więc za Rajskiego na lodzie pojawił się właśnie "Różak". W ekipie gości oprócz Sobeckiego wybijał się Adrian Parzyszek. "Adik" mógł odmienić losy meczu, ale w 24. min przegrał pojedynek z Rajskim. Później, przy stanie 2:0 gdy jego ekipa grała w przewadze, brał zamierzał strzelić, ale został sfaulowany. Sędzia puścił grę. Po chwili sprawiedliwości stało się zadość, bo gospodarze nie wykorzystali kontry trzech na jednego (Sobecki obronił strzał Dymitrija Suura). Punktem zwrotnym meczu mógł być też kontaktowy gol Artura Gwiżdża (mocny strzał spod niebieskiej linii), ale za moment tyszanie stracili bramkę, grając w osłabieniu. Nieskutecznie broniących się w osłabieniu kolegów z boksu kar obserwował znowu Bagiński. Na 38. s przed końcem tercji piękną akcję przeprowadził Łukasz Batkiewicz. Uciekł Sebastianowi Gonerze (nie pozwolił się mu nawet zahaczyć), położył na lodzie drugiego obrońcę i dopiero wtedy oddał do Malasińskiego. Strzał do pustej bramki dla tego ostatniego był formalnością. Trzybramkowe prowadzenie "Szarotek" było jak najbardziej zasłużone. Gospodarze grali szybko, pomysłowo, jakby im w plecy wiał halny. Trzecia tercja należała do gości. Po strzale Grzegorza Piekarskiego dobitką popisał się Sławomir Krzak. Były momenty, w których GKS zamykał górali w tercji, choć grano w pięciu na pięciu. Ostatni dzwonek na zdobycie kontaktowego gola przebrzmiał gościom, gdy nie wykorzystali przewagi po wybiciu krążka za lodowisko przez Bartłomieja Piotrowskiego. Podhale musiało kończyć na trzy ataki, bo po brzydkim wejściu kolanem Gwiżdża kontuzji doznał Dariusz Gruszka. - Jutro, po badaniach będziemy mądrzejsi. Na razie kolano Darka wygląda na stłuczone i mam nadzieję, że nie nastąpiły żadne więzadłowe dysfunkcje - powiedział nam lekarz Podhala Wojciech Wolski. Warto podkreślić, że na lodowisku w Nowym Targu pojawiła się rekordowa liczba kibiców. Po meczu powiedzieli Mieczysław Nahuńko, drugi trener GKS-u: - Nie byliśmy w stanie wygrać, bo przeciwnik postawił wysoko poprzeczkę. Straciliśmy bramki, grając w osłabieniu. Później nie udało nam się wykorzystać kilku okazji do zdobycia kontaktowej bramki. Faul Gwiżdża? To był atak z najazdu - "Gwizdek" wystartował i nie panował nad swoją jazdą. Sędzia zinterpretował to jako faul. Gwiżdż nie jest na czołowym miejscu w liście faulujących, ale gra odważnie. Po tej przegranej nie poddajemy się. Z opresji trzeba wychodzić. Wszystko przed nami. Przeciwnik potrzebuje jeszcze dwóch wygranych. Następne gry przed nami i walczymy o finał. Milan Janczuszka (trener Wojasa/Podhala): Dobrze się przygotowaliśmy do tego meczu. Znakomicie zagraliśmy taktycznie - każdy hokeista od bramkarza do ostatniego napastnika. Gwiżdż w starciu z Gruszką ewidentnie włożył kolano, chciał faulować. Gruszka jutro pewnie nie zagra, będziemy musieli dokonywać rotacji, żeby grać na cztery formacje. Wojciech Matczak (trener GKS-u Tychy): - Dwie tercje przespaliśmy, ale w trzeciej pokazaliśmy, że stać nas na wiele. Dlatego nie musimy spać z nosami zwieszonymi na kwintę. Jutro jest kolejny mecz i cały czas możemy zrealizować nasz plan - wygranie jednego meczu na terenie rywala. Michał Białoński, Nowy Targ Wojas/Podhale - GKS Tychy 4:2 (1:0, 3:1, 0:1) Gole: 1:0 Sroka (4.46 Wilczek, Kacirz w przewadze), 2:0 Różański (29.47), 2:1 Gwiżdż (32.40 Jakesz w przewadze), 3:1 Priechodsky (34.58 Suur w przewadze), 4:1 Malasiński (39.22 Batkiewicz), 4:2 Krzak (51.08 Piekarski). Wojas/Podhale: Rajski - Sroka, Wilczek, Kacirz, Zapała, Różański - Suur, Dutka, Baranyk, Voznik, Podlipni - B. Piotrowski, Łabuz, Malasiński, Biela, Batkiewicz - Galant, Priechodsky, Łyszczarczyk, Sulka, Gruszka. GKS Tychy: Sobecki - Śmiełowski, Gonera, Wołkowicz, Parzyszek, Bacul - Gwiżdż, Jakesz, Sarnik, Garbocz, Proszkiewicz - Sokół, Piekarski, Bagiński, Jakubik, Frączek - Majkowski, Kotlorz, B. Matczak, Krzak, Gawlina. Sędzia: Zbigniew Wolas z Oświęcimia oraz Bernacki, Madeksza. Kary 6 oraz 12 min.