Wielki pech dopadł go podczas meczu z JKH GKS Jastrzębie. Ból w kolanie był silny, ale - jak na twardziela przystało - nie sądził, że doznał najpoważniejszej kontuzji w karierze, która wyłączy go z gry na kilka miesięcy. Mikołaj Łopuski, napastnik GKS Tychy i reprezentacji Polski: - Więzadło jest zerwane w 95 procentach. Jestem pod opieką doktora Smolika, który będzie mnie operował w klinice w Żorach. Powiedział, że trzeba jeszcze poczekać, aby wchłonął się płyn w kolanie, tak by jak najlepiej przygotować je do zabiegu. - Bardzo pomógł mi klub. Dużo podpowiada mi Jarek Rzeszutko, który też długo leczył ciężką kontuzję. Zachwalał klinikę w Żorach, gdzie też był operowany. Równie ważna jak zabieg, będzie późniejsza rehabilitacja. - Ważne, że można rozpocząć ją szybko po operacji. Jarek podpowiedział mi, że miał świetnego rehabilitanta w Gdańsku, z którym pracował po osiem-dziesięć godzin dziennie. Jeszcze nie myślałem, czy będę wracał do sprawności na Śląsku czy w Gdańsku. Będę musiał omówić to z klubem. W jakiej sytuacji doznał pan urazu? - Wjeżdżałem pod bramkę, zrobiłem szybki skręt i zderzyłem się z rywalem. Pojechałem w jedną stronę, a kolano w drugą. Poczułem silny ból, ale zjechałem na ławkę, posiedziałem i chciałem nawet dokończyć mecz. Myślałem, że to nic poważnego, ale lekarz powiedział mi, żebym odpuścił. Po meczu pierwsze diagnozy nie wskazywały na nic poważnego, nikt nie przewidywał czarnego scenariusza. Gdy były już wyniki dokładnych badań, lekarz klubowy też był mocno zaskoczony. Miał pan wcześniej tak ciężką kontuzję? W takich sytuacjach duże znaczenie ma nastawienie psychiczne. Pozytywne myślenie i motywacja pomagają w szybszym powrocie do zdrowia. - Miałem kiedyś drutowany obojczyk po złamaniu, ale było to dawno temu. No i oczywiście powybijane zęby. - Staram się nie załamywać i myśleć pozytywnie. Wiem, że miałem dużego pecha, ale kontuzje są częścią sportu. Takie niestety już jest życie sportowca - raz na górze, raz na dole. Zerwanie więzadeł to częsty uraz. Ten akurat jeszcze nie tak dawno oznaczał dla sportowca koniec kariery. Medycyna na szczęście poszła do przodu i dziś uraz nie musi wykluczyć pana z gry na kwietniowych mistrzostwach świata. - Na pewno mocno mi to utrudnia. Lekarz powiedział mi o sześciu miesiącach przerwy. Jest jednak nadzieja, że zdążę wrócić na koniec sezonu. Traktuję ją jako motywację do ciężkiej pracy. Podchodzę do tej sytuacji z pokorą. Wiem, że muszę być silny i cierpliwy. Rozmawiał Mirosław Ząbkiewicz